You lit the fire in my heart and left me to burn

piątek, kwietnia 24, 2015

Rozdział siódmy "Bravery"

Piosenka dnia <klik> Polecam serdecznie! :'3

"Odwaga jest bliźniaczą siostrą strachu. Żeby być odważnym, trzeba najpierw poczuć
obawę. Trzeba tego strachu posmakować, trzeba się z nim pomęczyć. Strach każe unikać
niebezpieczeństwa, wycofywać się, uciekać, ale inne powody skłaniają ludzi do działania,
do zrobienia czegoś, co może być w następstwie kosztowne lub nawet groźne. Odwaga jest więc aktem wyboru, ponieważ wiąże się z decyzją o pokonaniu strachu w imię jakiejś cenionej wartości."


-Ja po prostu na niego nie zasługuję - westchnęłam cicho. - aish - kopnęłam ze złością o słup, ale szybko tego pożałowałam. Byłam wampirem, ale i tak czułam ból.

Po nieudanie spędzonym popołudniu, postanowiłam wrócić do domu. Cały czas się zastanawiałam jak będę się zachowywać w obecności Chana. Jak ja mu spojrzę w oczy? Sądząc po jego zachowaniu nasze dotychczasowe relacje zmienią się na jeszcze gorsze. Nie chcę tego.
Wreszcie dotarłam do domu. Oparłam się jedną ręką o mur, a drugą zaczęłam szperać po moich kieszeniach. Ostrożnie wyciągnęłam kluczyk z przywieszką w kształcie serca. Dostałam ją od mamy na trzynaste urodziny. Mimowolnie się uśmiechnęłam.  


~*~*~*~

 -Pamiętaj córeczko, nie jesteś potworem...my jesteśmy po prostu inne. Bardziej wyjątkowe - powiedziała trzymając moje dłonie. 
-Mamo, ja nie chcę taka być. Jestem potworem. - szepnęłam ze łzami w oczach.
-Tato, nie chciał Cię skrzywdzić. Bardzo Cię kochał - przytuliła mnie. 
-N-nie sądzę - odpowiedziałam cała się trzęsąc. Nagle mama oderwała się ode mnie i wyciągnęła coś ze swojej kieszeni. Była to srebrna przywieszka z błękitnym sercem. 
-Takie serce to znak, że jesteś wyjątkowa.
-Mamo? - spojrzałam na nią. Ona uśmiechała się promiennie.
-Nie jesteś potworem. Co o tym świadczy? Na przykład to, że nigdy nie piłaś ludzkiej krwi - uderzyła lekko moje czoło. - Jest to wielki plus. 
-Co z tego jak nikt nigdy się do mnie nie zbliży? - zapytałam zrezygnowana. 
-Jeśli będziesz miała tą przywieszkę, to obiecuję, że za dokładnie rok poznasz kogoś niezwykłego. Kogoś kto będzie chciał z Tobą obcować i będzie taki jak Ty - poczochrała moje włosy.
-Czyli jest więcej zarażonych? - zaniepokoiłam się. Mama zmieszała się i bez słowa odeszła.
Mimo, że nie odpowiedziała na moje pytanie, to jej obietnica się spełniła. Dokładnie rok później poznałam chłopaków.

 ~*~*~*~

Pokierowałam się do drzwi, ale ku mojemu zdziwieniu były otwarte. Weszłam i doznałam osłupienia. Wewnątrz mieszkania panował bałagan. Wszystko było porozwalane, po prostu istny nieład. Wyglądało tam jakby było po włamaniu. Zaniepokoiłam się, więc szybko pobiegłam w głąb mieszkania. 
-Mamo? - zawołałam. - chłopcy?!
-Hy-hye...-usłyszałam ciche wołanie.
Pośpiesznie rzuciłam się w stronę schodów. Szybko przemknęłam przez stertę porozwalanych ubrań. Zauważyłam mamę leżącą na podłodze. Szybko do niej podbiegłam.
-Mamo, c-co Ci jest? - zapytałam spoglądając na nią. Była cała zakrwawiona, w postaci wampira. 
-Hye...Hyeri. Posłuchaj mn-ie, dobrze? - szepnęła, tak cicho, że ledwie można było ją usłyszeć. Podniosła rękę. Złapałam ją i trzymałam w silnym uścisku.
-Tak? 
-Nie powiedziałam Ci jednej ważnej rzeczy... jest więcej zakażonych. B-będą chcieli Cię zabić, tak jak mnie. Postaraj się...teraz s-spakować i uciekaj - powiedziała co jakiś czas łapiąc głębokie wdechy powietrza.
-Co z Tobą...mamo. Ja Ciebie tutaj nie zostawię - ścisnęłam jej dłoń jeszcze mocniej, przez co skrzywiła się z bólu.
-Nie ma s-ensu. Umrę - rzuciła żałośnie opierając swoją głowę o podłogę. 
-Nie mamo. Możesz żyć - poczułam jak słone łzy zaczynają spływać po moich policzkach. 
-Przepraszam. To wszystko moja wina, powinnyśmy już dawno... już dawno sprawić żebyś była człowi-ekiem.
-O czym ty...
-Szybko - zaczęła się krztusić. -Nie zostało mi wiele czasu - powoli sięgnęła do kieszeni swojego jasnozielonego swetra i wyciągnęła pudełeczko. - To...gdy będziesz w niebezpieczeństwie...weź jedną. One Ci pomogą...chociaż, chociaż na chwilę być inną. 
Niespodziewanie usłyszałam jak ktoś próbuje dostać się do domu. Szybko schowałam pudełko do wewnętrznej kieszeni i próbowałam przenieść mamę do jej sypialni. 
-Hyeri, przestań. Uciekaj - położyłam ją ostrożnie i usiadłam na skraju łóżka.
-Jeśli ty umrzesz mamo, to ja też. Co oni Ci zrobili? Kto to był? - pytałam.
-Wstrzyknęli mi specjalny wirus....który jako jedyny może nas zabić. Uciekaj, w tej chwili - szturchnęła mnie delikatnie w ramię.
-Ja się boję mamo. 
-Dasz sobie radę. Wierzę w Ciebie. Jest w Tobie więcej męstwa niż sądzisz. Gdybyś się bała, dawno byś uciekła - uśmiechnęła się blado. - Jesteś moją kochaną córką - ostatni raz dotknęła mój policzek. Po chwili jej ręka bezwładnie opadła, a jej źrenice przestały reagować. 
Cały czas słyszałam to głośne walenie w drzwi, aż w końcu usłyszałam ciche skrzypnie paneli. 
-Matka, już powinna umrzeć. Masz dawkę dla jej córki? - zapytał męski głos.
Byłam w niebezpieczeństwie. Mogłam bez problemu uciec, ale moja duma na to nie pozwalała. Wstałam i okryłam fioletowym kocem ciało mojej mamy. Usłyszałam zgrzyty. Zbliżają się. Przybrałam swoją pierwotną postać, wyciągnęłam latarkę z promieniami UV i czekałam na oprawców. Czekałam, aż zobaczę twarze osób, które zabiły moją ukochaną rodzicielkę. Pożałują tego. 
-Dziewczynko. Gdzie jesteś? - zaśmiał się ironicznie.
-Tutaj - odkrzyknęłam.
Nagle przede mną pojawiły się dwie zamaskowane postacie. Mieli na sobie kaptury. Poczułam bijąca od nich aurę. Była taka sama jak u Baeka, gdy walczyliśmy. Nie zastanawiając się, pomachałam im na powitanie i błysnęłam rażącym światłem. Błyskawicznie zasłonili swoje oczy, a ja nie tracąc czasu, kopnęłam ich w żebra. Odbili się o ścianę. 
-Jestem aż taka silna?! Whoa... - powiedziałam na głos. Zaśmiałam się w duchu. Jednak jestem na tyle silna by się im przeciwstawić. Niestety, moja radość nie trwała długo. Moje ciało straciło panowanie, a ja upadłam bezsilnie na ziemię. 
-Nie jesteś jeszcze na tyle silna - usłyszałam znajomy głos. - przepraszam... 


"Można być odważnym, ale nie można pomylić tego z bezmyślnością."


ZAPOWIEDŹ KOLEJNEGO ROZDZIAŁU!~

A/N: Witam Was, a oto kolejna część opowiadania. Jak to szybko leci, już siódmy rozdział! Bardzo podoba mi się pisanie tutaj dla Was. Nie gniewajcie się na mnie za takie krótkie rozdziały. Po prostu coś krótszego lepiej mi wychodzi. Nie wiem czy akurat z tym mi się udało. Chciałabym podziękować za Wasze zainteresowanie poprzednim wpisem. Bardzo zdziwił mnie fakt, że podoba się Wam to opowiadanie, które jest wytworem mojej wyobraźni. Następny rozdział może ukazać się trochę później. Do zobaczenia!

niedziela, kwietnia 19, 2015

Rozdział szósty "Go straight"

Kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw.
Stracisz wszystkich.
Obudzisz się w pustym domu bez okien.
Żadnego światła.
Umrzesz.

-Huh?! - uniosłam się gwałtownie, budząc ze snu, który raczej powinien być nazwany koszmarem.
Był ranek, piękny słoneczny dzień. Promienie słoneczne muskały moje ciało, które teraz stało się suche. Przetarłam oczy i leniwie wstałam. Ubrałam się w dres, a schodząc na dół o mało się nie zabiłam.
-Czyli zimą ona hibernuje, tak? - usłyszałam głos Baeka.
-Nope - powiedziałam używając młodzieżowego slangu. - głupiś? Nie czytaj żadnych legend bo ja nie jestem typowym stworzeniem - prychnęłam, wchodząc do salonu.
-Wstałaś! - krzyknął pełen entuzjazmu.
-No przecież spałam tylko 8 godzin - powiedziałam szczerzę. Byłam pewna, że mój sen był krótki, bo nadal czułam się niewyspana. 
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, na co ja zdezorientowana tupnęłam nogą o podłogę.
-Z czego się śmiejecie? - zapytałam głupio.
-Mówiłem Ci, to się nazywa sen - zwrócił się Lay do Baeka. I znów zaczęli się rechotać, w tym ja też. 
Usiadłam na kanapie i zaczęłam jeść kanapki, które leżały na stole. Byłam szczęśliwa mając takich przyjaciół, ale przypomniałam sobie o wydarzeniach z tamtej nocy.

Dlaczego nie pamiętam tej osoby? Czyżby ktoś wymazał mi wspomnienia?
Próbowałam przypomnieć sobie głos lub wygląd. Chociażby jeden mały element, wystarczyłby mi, aby poskładać tą układankę. Nic. Pustka. Pamiętam tylko to co mówił. Słowa cały czas odbijały się echem w mojej głowie.

"Hyeri... wiesz, że tu jestem prawda?"

Ta osoba musi mnie znać, chociażby wiedzieć kim jestem. To dziwne, ale czuję, że znam tą osobę, aż za dobrze. Wnioskuję to po moim zachowaniu i słowach. Moje serce ot tak sobie nie przyspiesza, a jedyną osobę którą kocham to... 
-Nie to nie możliwe - zaśmiałam się. - On jest zbyt zimny i... - przypomniałam sobie słowa, które do mnie powiedział.

"Czuję się taki zazdrosny. Taki sfrustrowany. Ty codziennie obdarzasz mnie swoim uśmiechem, ale ja nie chcę go widzieć. Wiesz dlaczego?"

Nagle poczułam jak ktoś siada obok mnie i wpatruje się z moją zmartwioną twarz. Dotknął palcem mojego policzka i wbił go w dołeczek. Odwróciłam głowę, i zobaczyłam Chanyeola. Odskoczyłam na sam koniec kanapy, jakby się za chwilę miała spalić.
-Hyeri...? - zapytał. I nagle wszystko wróciło. Wszystkie wspomnienia z tamtej nocy. T-to był on. Mrugałam oczami parę razy i próbowałam się uspokoić. Tylko spokojnie. Pewnie Ci się tylko wydaje.
-Hyeri, dobrze się czujesz? - zapytał ponownie, oczekując na odpowiedź. 
-T-tak, chyba. Raczej...m-mam taką nadzieję - język mi się plątał. On wlepiał we mnie swój zdziwiony wzrok. NIE, TO NA PEWNO NIE BYŁ ON. TYLKO TERAZ TAK MI SIĘ WYDAJE.
-Okej. Jak się czujesz? - zapytał znów ze swoją ponurą miną. 
-Dobrze - odpowiedziałam już nieco spokojniejsza. 
Kiwnął głową i wstał z kanapy. Moje oczy skierowały wzrok na jego dłonie. Nie, to nie był Chan. Ten chłopak miał bransoletkę z wilkiem na dłoni. Nigdy jeszcze jej nie widziałam. Ale jeśli to nikogo z domowników, to...to kto to był? Czy to możliwe, że ktoś z 'braci'?
-Wróciłem! - usłyszałam głos Sehuna. Odwróciłam się w jego stronę i mu wesoło pomachałam. Odłożył zakupy i także mi pomachał. 
-Nie to absurd - szepnęłam do siebie. Sehun na swojej dłoni miał 'wilczą bransoletę'. Złapałam się za głowę. Za dużo informacji jak na sam poranek.
-Lay, kupiłem Ci te leki na prostatę! Trzymaj je - powiedział, a ja wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. 
-Zabawne. Śmiech na sali - powiedział zażenowany. - Hyeri, łap. To leki dla Ciebie.
-Dla mnie? Na prostatę? - pisnęłam i dalej się śmiałam. Baek też to usłyszał i dołączył do mnie. 
Yixing stał niewzruszony do momentu, aż sam się zaczął śmiać. 
-Hyeri, to witaminy - odrzekł podniośle. - bierz je rano i wieczorem.
-Dobrze, mój osobisty lekarzu - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. 
-Hyeri - szepnął Sehun siadając na kanapie obok. - Co dzisiaj porabiasz? 
-W sumie nic, a o co chodzi?
-Idźmy do parku rozrywki! - zajęczał i zrobił maślane oczka.
-Nie, Oh Sehunie - powiedziałam zawstydzona. Zbyt dobrze pamiętam to co zrobili rok temu. Na dodatek te ostatnie wydarzenia.
-No proszę Cię. 
Zaprzeczałam, ale nie mogłam go tak zawieść. Podejrzewałam, że to wypad po to, by wyznać mi swoje uczucia.
-No dobrze, dobrze - odrzekłam. Wtedy wszedł Chan. Widząc mnie i Sehuna zajętych rozmową, spuścił głowę i odszedł. Zauważyłam to. 
-Sehun, poczekaj. Idę się tylko przebrać i możemy iść - rzuciłam. On pokiwał głową i rozsiadł się wygodnie.

Pobiegłam szybko za Chanem, który już zniknął w czeluściach swojego pokoju. Zapukałam trzy razy i bez zastanowienia weszłam. Zauważyłam go, siedzącego obok okna. Wpatrywał się w drzewa, kołyszące się na wietrze. Po cichu usiadłam na jego łóżku i także zaczęłam dumać.
-Co ty tu robisz? - usłyszałam. 
-N-nic - pospiesznie wstałam. Chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę. 
-Aż taki przerażający jestem, że gdy się o coś zapytam to uciekasz? - zapytał zawiedziony.
Wyplotłam się i schowałam dłonie w kieszenie.
-Nie sądzę, żeby teraz był czas o tym mówić - poprawiłam włosy. - Idziesz z nami do wesołego miasteczka? - zapytałam licząc, że się jednak zgodzi.
Udawał zmieszanego tym pytaniem, ale po chwili się zaśmiał. Zaskoczyło mnie to.
-I tak nie mam nic do roboty - wstał i ubrał swój szary płaszcz. Wyglądał teraz tak elegancko.
Zeszliśmy razem na dół.
-Sehun, Chanyeol też... -zaczęłam, ale zobaczyłam, że stoi tam jakaś dziewczyna. Sehun odwrócił się. Zauważyłam na jego policzkach rumieńce.
-Hyeri, Chanyeol to jest Min...moja dziewczyna. Poznajcie się -szepnął lekko zawstydzony.
-T-TWOJA DZIEWCZYNA?! - krzyknęliśmy jednocześnie. Spojrzeli na nas jakbyśmy byli parą niedoinformowanych ludzi. 
-Znaczy...nic nam nie mówiłeś - poprawiłam się. 
-Tak jakoś wyszło - podrapał się po głowie. - Min idzie z nami do wesołego miasteczka. Chanyeol ty też? 
-Tak, idziemy razem. Miło Cię poznać Min - uśmiechnął się szarmancko. 
-Mnie także - powiedziała Min, lekko się kłaniając. 

Teraz w mojej głowie miałam całkowity mętlik. Pamiętam tylko tę bransoletkę. Dlaczego akurat Sehun ją ma?

W drodze do wesołego miasteczka rozmawialiśmy na różne tematy. Dziewczyna Sehuna była naprawdę miłą i ciepłą osobą. Nie dziwię się, że ją pokochał. Mimo wszystko sprawa z tamtej nocy nie dawała mi spokoju. Jeden raz nawet prawie walnęłam o słup.
-Hyeri, ocknij się - powiedział Chan zrezygnowany. 
Zignorowałam to i dalej rozmyślałam. 
Po godzinie nudnie spędzonego czasu w parku, miałam już dość. Sehun i Min na każdym kroku się obściskiwali. Prawdę mówiąc, gdybym wiedziała, że pójdą razem - nigdy bym się nie zgodziła. Takie rzeczy są nie dla mnie. Co jakiś czas spoglądałam na Chanyeola. On też wydawał się znudzony. 
-Koniec. Proszę Was - jęknął wyczerpany Chan.
-Ostatnia rzecz - wskazała Min na jeden z największych obiektów w parku - Diabelskie Koło! - zaśmiała się i chwyciła Sehuna za rękę.
Spojrzałam na Chana porozumiewawczo i szybko uciekliśmy. 
Pewnie śmiesznie to wyglądało, bo gnaliśmy ile sił w nogach. Ani ja, ani on nie lubiliśmy tego typu atrakcji. Może byliśmy na to zbyt... dorośli?
-Ah... - dyszałam. - Dobrze, że im uciekliśmy.
-Tak, mogłoby się to źle skończyć - zaśmiał się.
Usiedliśmy na jednej z ławek i wpatrywaliśmy się w innych ludzi. Wydawałoby się, że są tacy szczęśliwi.
-Mogę się oprzeć na Twoim ramieniu? - zapytał. Skierowałam na niego swój wzrok. Na jego nadgarstku była 'wilcza bransoletka'. Taka sama jaką ma Sehun?
Lekko dotknęłam jego dłoni, a on szybko je splótł, jakby bał się, że mu ucieknę. Miał zamknięte oczy. Postanowiłam sprawdzić. Sprawdzić czy to naprawdę był on.
-Powiedz mi, dlaczego taki jesteś? Dlaczego sądzisz, że nie mogłabym darzyć Cię żadnym uczuciem? - spojrzał na mnie zadziwiony.
-Nie mów mi, że...
-Pamiętam. Tak, nie mam wątpliwości. To byłeś ty, ale dlaczego... 
-Cii. Mówiłem Ci, że mogę Cię zranić - oparł się ponownie o moje ramię.
-Ja Ciebie też. 
-Wiesz. Jesteś jak róża, która ma kolce, ale zawsze kiedyś je zgubi - zaśmiał się. - za to ja jestem jak ogień. Gdy go podsycisz, on nadal będzie siał spustoszenie.
-Moge Cię ugasić - zaprotestowałam.
-Nie, ty tylko sprawisz, że się rozpalę - puścił moja dłoń i wstał. Zostawił mnie tak samą. 

Czyli jednak Chanyeol jest kimś więcej dla mnie. Ja liczę na coś więcej, on chcę mnie odrzucić. Wróciłam do domu, ale to co tam zastałam było dla mnie ciosem poniżej pasa.


 A/N: Więc, wracam z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, że się podobał. I oczywiście liczę na komentarze. Jak Was się podoba wygląd bloga? Starałam się 8)

wtorek, kwietnia 14, 2015

Rozdział piąty "One night, next day - be happy or not?"


Odsunęłam się od niego. 
-Ehem... - chrząknęłam. 
-Przepraszam - powiedział cicho, ocierając łzy z policzków.
-Nic się nie stało, ale chcę żebyś wiedział, że...ja nic do Ciebie nie czuję - szepnęłam przykrywając się kocem. Zrobiło mi się strasznie głupio przez tą sytuacje.
-Rozumiem. Potraktuj to jako moją wdzięczność za to, że mnie uratowałaś - uśmiechnął się blado. 
Baekhyun wstał i przygładził swój sweter. 
-Bądźmy przyjaciółmi od teraz, dobrze? - powiedziałam łapiąc go za dłoń.
-T-tak. Będziemy najlepszymi przyjaciółmi, obiecuję - odpowiedział Baek uśmiechając się promieniście. 
Jego oczy już wróciły do normalnego stanu. Puściłam go, a on odszedł. Spojrzałam przez okno. Było ciemno, a zegarek wskazywał godzinę 1.45 w nocy. 
-Baek tyle tu przy mnie siedział? - zarumieniłam się lekko. - tylko zastanawia mnie gdzie jest reszta ekipy. 
Nie chcąc dłużej o tym myśleć, postanowiłam iść spać, by jutro być pełna sił.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
-Hyeri... - poczułam jak ktoś głaszcze mnie po policzku. Kątem oka spojrzałam na tą osobę. 
Bicie serca.
Szybkie bicie serca.
Dlaczego moje serce tak nagle przyspiesza?

Bicie serca wampirów zazwyczaj nie przyspiesza (max. 10 uderzeń/min.) Jedynym wyjątkiem jest efekt na bodziec zewnętrzny: strach - 15/min.; ból - 16/min. Ale serce wampira może bić nawet 25/min. - gdy darzy niezwykłym uczuciem drugą osobę.

-Hyeri... wiesz, że tu jestem prawda? - teraz złapał mnie moją lodowatą dłoń i lekko położył ją koło bijącego serca. -Ah, nie chcę by to serce było już przez kogoś zajęte - zaśmiał się. - dobrze, że śpisz, bo gdybyś to usłyszała chyba byś umarła ze śmiechu.
Czułam jak lekko gładził moje włosy. Nie czułam już jego dotyku, więc postanowiłam otworzyć oczy. Stał odwrócony.
-Czuję się taki zazdrosny. Taki sfrustrowany. Ty codziennie obdarzasz mnie swoim uśmiechem, ale ja nie chcę go widzieć. Wiesz dlaczego? - odwrócił się, więc szybko przymknęłam powieki. - bo z każdą chwilą wydajesz się piękniejsza chociaż tak na prawdę nazywasz siebie potworem. 
"Czy-czy on czytał mój pamiętnik?!" pomyślałam. 

30 lipca 2025
Jest lato, a ja jestem zimna - zimna jak bryłka lodu. Chyba mam prawo nazywać siebie potworem?

21 czerwca 2026
Znów tego pragnę. Czuję się jak potwór.

1 stycznia 2027
Czy ktoś kiedyś pokocha mnie taką jaką jestem?

-Tak bardzo chciałbym nie być tak cholernie w Tobie zakochany. 
Ponownie się odwrócił i chciał odejść. Nie wiedząc co robię, złapałam go za rękę. On gwałtownie się odwrócił i spojrzał. Wpatrywałam się w niego pustym wzrokiem.
-Hyeri?! - zapytał zszokowany.
-P-powiedz mi - szepnęłam. - dlaczego taki jesteś?
-Wybudziłaś się. Lay chodź tut...
-Nie wołaj go - ścisnęłam mocniej jego dłoń. 
-Ale... - zaprotestował.
-Odpowiedz mi - przełknęłam ślinę. - Wae?* Dlaczego sądzisz, że nie mogłabym...nie mogłabym darzyć Cię żadnym uczuciem? Dlaczego twój tok rozumowania się taki głupi? Dlaczego jesteś takim...idiotą?! - wpatrywałam się w niego durnowatym wzrokiem. 
-Bo nie chcę Cię ranić - uśmiechnął się krzywo i zabrał swoją dłoń. 
Niespodziewanie obraz zaczął mi się rozmazywać i odpłynęłam całkowicie.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

-Ile ona może tak spać?
-To się nazywa sen wampira - zaśmiał się.
-Czyli zimą ona hibernuje, tak? - zapytał Baek.
-Nope - powiedziałam używając młodzieżowego slangu. - głupiś? Nie czytaj żadnych legend bo ja nie jestem typowym stworzeniem - prychnęłam, wchodząc do salonu.
-Wstałaś! 
-No przecież spałam tylko 8 godzin - powiedziałam szczerzę.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, na co ja zdezorientowana tupnęłam nogą o podłogę.
-Z czego się śmiejecie?
-Mówiłem Ci, to się nazywa sen - zwrócił się Lay do Baeka. I znów zaczęli się rechotać, w tym ja też. Usiadłam na kanapie i zaczęłam jeść kanapki, które leżały na stole. Byłam szczęśliwa mając takich przyjaciół, ale przypomniałam sobie o wydarzeniach z tamtej nocy.

Jedyną rzeczą, która mnie teraz interesuje, jest to dlaczego nie pamiętam osoby, która wtedy ze mną była?

*Wae- dlaczego?

Informacja od autorki: :")))))))))))) #megafilssyprawda? :") Mam nadzieję, że czujecie się choć trochę tak jak ja oglądająca moje ulubione dramy. Adios muczaczos~ 
PS. Ten Lay na tym gifie X"D


niedziela, kwietnia 12, 2015

Rozdział czwarty "The first guest - light"



Chłopak miał czarną czuprynę i czerwone okulary przeciwsłoneczne na nosie. Spojrzałam na niego dość niepewnie. "On jest tym co miał przyjść" pomyślałam.
-Wpuścisz mnie Yeollie? - zapytał nieznajomy.
-Proszę wejdź - wskazał ręką na salon.
Mężczyzna zgromił mnie wzrokiem jakbym była jego największym wrogiem. Nic nie wyczułam i to było najdziwniejsze. 
-Lay, Sehun! - rozpromienił się. 
Chłopcy spojrzeli na niego.
-O matko. Ile my Cię to nie widzieliśmy? 
Usiedli, a ja stałam wryta jak kołek w ziemie. Coś tu było nie tak. "-Pewnie będą udawać, że nas odwiedzają. Będą udawać normalnych, aż w końcu będą chcieli nas zlikwidować " A tak. Więc...
-Hyeri, czy mogłabyś zrobić herbatę naszemu gościowi? - zapytał Yixing.
Oprzytomniałam.
-Ah, no tak. Pewnie - rzuciłam i spojrzałam na przybysza który teraz rozmawiał z Sehunem. Nic nie wyczułam. Może to nie jest żaden ich wróg. Może...
Poszłam do kuchni i naszykowałam wszystko do naszej "popołudniowej kawy". Gdy woda się ugotowała, zalałam herbatę i z talerzem pełnym przysmaków ruszyłam do salonu. Widać było, że chłopcy dobrze się dogadują. Odetchnęłam z ulgą. To fałszywy alarm.
-Proszę, częstujcie się - szepnęłam i położyłam wszystko na stole. Usiadłam obok Chana i nie zwracając na nich uwagi, sięgnęłam po książkę i zaczęłam ją czytać.
Nawet nie zauważyłam, że oparłam się głową o ramię chłopaka, który siedział obok. Poczułam kogoś wzrok na sobie. 
-Baek, słyszysz? - zapytał Sehun, który zauważył zainteresowanie moją osobą.
-Ah, tak. Mam pytanie. Dlaczego z nią mieszkacie? - zapytał ironicznie. - nie przeszkadza Wam?
-A dlaczego miałaby? Jest naszą przyjaciółką - powiedział Lay. 
-No, ale wiesz o co mi cho...
-Ona o wszystkim wie - westchnął Yeol.
Byun rozszerzył źrenice zdziwiony.
-Ale...po co jej to mówiliście - wskazał na mnie z gniewnym wzrokiem.
-Bo jest dla nas ważna - objął mnie ramieniem.
-Ona...ona - jąkał się.
-To jest Hyeri, nie "ona". - powiedział.
Teraz zaczęła się wymiana zdań między Baekiem, a Chanyeolem. Reszta, wraz ze mną, siedziała cicho.
-D-dobrze, niech będzie. Hyeri... - aż kipiał ze złości, ale gdy Chan wziął swoją rękę z mojego ramienia, znów się uśmiechnął i rozpromienił. 

Zaczęło robić się późno i postanowiłam zrobić coś na kolacje. Niestety jak zwykle nasza lodówka świeciła pustkami.
-Nosz cholera jasna. Czemu oni zawsze... - klęłam. - Ktoś musi iść do sklepu! 
-Jak to? - zapytał zdziwiony Hunni.
-Bo w niej nic nie ma, no chyba, że nasz gość będzie chciał jeść światło! Ruszcie się - warknęłam.
-No dobrze. Idziemy - powiedzieli i wyszli na zewnątrz. Byłam pewna, że poszedł tylko Sehun, ale gdy wparowałam do pokoju zobaczyłam samego Baeka.
-Um, uh...jeśli jesteś głodny... - jąkałam. Chłopak spojrzał złym wzrokiem i wstając z kanapy zaczął się do mnie zbliżać. Wszystkie światła w domu zaczęły gasnąć, aż została tylko jedna świecąca się lampka na stoliku. Miałam wiele myśli, ale kluczową była "Wiedziałam, że on jest podejrzany. A oni dali mu się podejść i mnie z nim zostawili."
-Coś się dzieje, Baekhyun? - zapytałam trochę zaniepokojona. 

"Ustalona moc - światło. Uwaga, może użyć tego przeciw Tobie."

Jakie miałam szczęście, że rano założyłam moje specjalne soczewki. Z rąk chłopaka wydobywał się jasny promień światła. Zaczął mi nim razić po oczach. Bolało jak zawsze, ale wiedziałam, że z soczewkami nic mi nim nie zrobi.

Z legend pewnie wiecie, że wampiry poprzez blask światła, mogą oślepnąć, albo gorzej -rozproszyć się na pył. Moja mama stworzyła specjalne soczewki korygujące, przez które światło to nie przedostaje się. Moja skóra oczywiście zostaje podrażniona, ale nie "topie się".

Musiałam chwilę poczekać, aż oprzytomnieję. Chłopak tymczasem już przygwoździł mnie do ściany.
-Przestań udawać świętą! - krzyknął mi prosto w twarz. Kompletnie się zmienił. Jego twarz była aż purpurowa od złości. 
-O co Ci chodzi? - zapytałam zdziwiona.
-Odpieprz się od Chanyeola - przycisnął mnie do ściany.
Zaczęłam się poważnie zastanawiać o co mu chodzi. Jego zachowanie było dziwne.
-Bo co mi zrobisz? - palnęłam. Poczułam tylko jak uderza mój policzek z liścia.
Stało się coś czego się nie spodziewałam. W moim organizmie wszystko się buzowało. Złość przemieniła się w furię. Moje oczy zalśniły w kolorze zielonym, paznokcie urosły i wyostrzyły się. Twarz całkowicie mi posiniała, tak jak i ręce. Widać było mi żyły. To był najokropniejszy wygląd mojej postaci - postaci zarażonej osoby.
W mgnieniu oka wyrwałam się z jego ucisku i złapałam jego szyję, podnosząc jego całe ciało w powietrze. 

Wampiry są nadludzko silne. Bez problemu mogą podnieść człowieka jedną ręką i robić z nim co chcą - jak z zabawką.

-Zdziwiony? Mam ochotę Cię teraz zabić i chyba też tak zrobię - zaśmiałam się ironicznie i lekko zaczęłam uniemożliwiać mu dostęp do tlenu. Straciłam nad sobą kontrole. Jedynym który mógł to przerwać był...
Poczułam na swojej szyi dwie, zimne ręce, które zaczęły mnie uspokajać. Nadal będą w amoku, rzuciłam Baekhyunem o ścianę. 
-Lay, dzięki Bogu, że tu teraz jesteś - szeptałam.
-Hyeri, musisz...musisz odebrać mu życie - powiedział.
-Jak to?
-Tylko wtedy możemy mu pomóc. Będzie normalny. Proszę spróbuj - mówił załamującym się głosem.
-L-lay, ja nie dam sobie rady.
-Spróbuj. To jeden z naszych najlepszych przyjaciół. Nie możemy go tak po prostu zostawić na pastwę losu - odwróciłam się do niego. Płakał. Yixing płakał. Nie mogłam znieść tego widoku.
Powoli, chwiejnym krokiem podeszłam do chłopaka, który nadal leżał nieprzytomny na ziemi. Wyciągnęłam swoją drżącą rękę i próbowałam pozbawić go życia.

Osoba mająca zdolności odbierania życia jest postrzegana jako sam Bóg. 
Odbierając życie, taka osoba przyjmuje na siebie jego grzechy i winy. Cierpi przy tym niesamowicie. Jeśli jest wystarczająco silna - wygra, jeśli nie - sama umrze.

Starałam się jak najbardziej. Robiłam to pierwszy raz - pierwszy raz odbierałam człowiekowi życie. Ból mnie rozdzierał. Czułam w sobie tą ciemną masę zła, która w nim była, która go opętała. Krzyczałam na całe gardło. Ostatnie słowa jakie słyszałam zanim straciłam przytomność, to:
-Sehun, szybko. Przenieś Hyeri! Będę musiał jej pom... 

~*~*~*~*~*~*~*~*~

Powoli otwierałam swoje oczy. Mój umysł był pusty, ale po przetworzeniu danych, wszystko sobie przypomniałam.
-Czyli jednak żyję - powiedziałam ochrypniętym głosem.
-Żyjesz na całe szczęście - powiedział ... B-baekhyun?
Powoli usiadłam i spojrzałam na niego. Trzymał moją rękę i wpatrywał się w nasze splecione dłonie. Zawstydziłam się i powoli wysunęłam swoją dłoń z jego.
-Jak się czujesz? - zapytałam go. - przepraszam, że stworzyłam Ci tyle bólu.
-Ty sobie chyba ze mnie żartujesz - powiedział zmieszany. - to chyba ja powinienem Cię przeprosić. To ja do tego wszystkiego doprowadziłem.
-Nic się takiego nie stało - przełknęłam gulę, która utkwiła mi w gardle. - byłeś opętany, a ja musiałam kiedyś to pierwszy raz zrobić. 
Niespodziewanie chłopak się rozpłakał. Chyba było mu ciężko, widzieć mnie lekko poszkodowaną. Nie chciałam siedzieć bezczynnie, więc go przytuliłam i delikatnie klepałam go w ramię. 
On się odsunął i położył swoją dłoń na moim policzku.
-Przepraszam za wszystko i także za to co teraz zrobię... 
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo jego usta przywarły do moich. Spojrzałam na niego. Miał przymknięte powieki. Nie chciałam mu robić przykróci, więc nie protestowałam. Jednak nie sądziłam, że temu przygląda się osoba, która jest jedną z najważniejszych w moim życiu.

Od Autorki: No to jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Was nie rozczarowałam. Miłego czytania.

poniedziałek, kwietnia 06, 2015

Rozdział trzeci "Hello, I'm glad we meet again"

Szybko pobiegłam po mój pamiętnik, który leżał na stole w kuchni. Do dzisiejszego dnia dopisałam jedno krótkie pytanie.

6 września 2027
Dzisiaj mija okrągła 3 rocznica naszej przyjaźni. Cieszmy się nią. Hwaiting!
...ale czy to naprawdę może być ostatni dzień szczęścia?

Odłożyłam pamiętnik na szafkę i wróciłam na swoje miejsce. Trochę się zaniepokoiłam. Nigdy mi nic nie wspominali, że ktoś ich będzie chciał odwiedzić i możliwe, że zabić...
Nie. Możliwe, że się mylą. Często się mylą, nawet wtedy gdy mają zrobić zadanie z algebry. Musiało się im wydawać. 
Siedziałam nadal zamyślona, nawet nie poczułam jak ktoś mi mierzwi włosy. Ocknęłam się i spojrzałam na chłopaka.
-Lay co ty robisz? - zapytałam zdezorientowana. Zauważyłam, że nie ma w pobliżu ani Sehuna, ani Chanyeola. 
Yixing usiadł na fotelu. Przymknął oczy i przyłożył dłoń na swoje czoło. 
-Coś się dzieje, Yixing? Czy tylko mi się...
-...wydaje ci się - dokończył moją myśl. - Jak temperatura ciała?
-Dobra - westchnęłam. Wiedziałam, że nic mi nie powie. - 23.1 - szepnęłam.
-To dobrze. Hyeri, zamknij drzwi i nikomu nie otwieraj. Idę się położyć - powiedział cicho. 
Coś się działo. Coś niedobrego. Nigdy nie widziałam takiego Laya. Zawsze był uśmiechnięty, rozpromieniony. Oczywiście zdarzały się dni kiedy był przytłoczony, ale nie zachowywał się tak jak dzisiaj.
-Powiedz mi - złapałam jego dłoń. - co się dzieje? - chłopak wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku. 
-Mówiłem Ci, nic - warknął. Spojrzałam na niego z wyrzutem. - Hyeri, przepraszam. Jestem tylko trochę zmęczony, okej? 
-Okej...a gdzie się podziała reszta? - zapytałam niepewnie. 
-Wyszli na spacer.
-Ty chyba żartujesz... - zaśmiałam się.
-No właśnie nie - opowiedział ponuro. Odpuściłam. Nie chciałam go jeszcze bardziej zmęczyć. Poszłam do kuchni.
-Chcesz herbaty? - krzyknęłam.
-Nie dziękuję - usłyszałam odpowiedź i ciche stąpanie po schodach.

Zrobiłam sobie kawę i wróciłam do salonu. Nie wiedziałam co mam robić. Siedzieć z założonymi rękoma czy myśleć nad rozwiązaniem. 


6 września 2027
Dzisiaj mija okrągła 3 rocznica naszej przyjaźni. Cieszmy się nią. Hwaiting!
...ale czy to naprawdę może być ostatni dzień szczęścia?
Może powinniśmy uciec? A może stawić czoła problemom?

Odłożyłam długopis i upiłam łyka kawy. 
-Jeśli są silniejsi od chłopaków, to możemy to przegrać - szeptałam. - zostałam jeszcze ja...ale nie wiem czy sobie poradzę. Odbieranie życia przedmiotom, zwierzętom i rośliną jest proste, ale z człowiekiem może być gorzej.
Zrezygnowana stresem i natłokiem myśli, opadłam bezwładnie na kanapę i oddałam się w objęcia Morfeusza. 
~*~*~*~*~*~*~
Moje oczy powoli się otwierały. Na początku widziałam tylko jasne, oślepiające światło, które kuło moje oczy. Przetarłam je powoli i obraz zaczynał nabierać kolorów. Ktoś się nade mną pochylał. 
-Hyeri żyjesz? - zapytał głos.
-Żyję - powiedziałam ospale, przyciągając na siebie koc.
Chwila ja nie miałam obok siebie koca i to nie jest głos Laya... Szkoda, że tego nie obserwowałam, bo mogłabym się popłakać ze śmiechu. 
Jak oparzona zerwałam się do siadu, ale coś mi przeszkodziło i uderzyłam się o coś twardego. Jak długa padłam z powrotem na kanapę a w oczach miałam tylko wirujące gwiazdki. 
-Aish, chincha*!? Hyeri ty głupia... - syknął chłopak. 
Ocknąwszy się po paru minutach, wstałam ostrożnie. Zobaczyłam jak Chanyeol siedzi w kuchni i przykłada sobie lód do czoła.
-Wiesz, mogłabyś przystopować ze swoimi kawami. Za dużo ich pijesz a późnij tyle z tego wychodzi - powiedział zażenowany. Zrobiło mi się głupio przez tą całą sytuacje.
-Czy ja na pewno zamknęłam te drzwi? - powiedziałam sama do siebie.
-Tak, o to się nie martw - odpowiedział Sehun, który znalazł się jakby znikąd.
-Jak ty tu i jak weszliście...zresztą nie ważne.
-Dobrze się czujesz? - zapytał Oh - chyba pijesz za dużo kawy.
-No co, ty też?! - powiedziałam i nadęłam policzki jak chomik. Musiało to wyglądać dość śmiesznie. Chłopacy się teraz podśmiewali, a ja zażenowana odwróciłam się napięcie i poszłam do łazienki przemyć twarz. Obejrzałam się w lustrze - miałam ranę z której ciekła krew. Gdybym była normalna, pewnie już dawno byłabym w drodze do szpitala, aby to zszyć. Tak czy inaczej, ja jestem inna.

6 Maja 2020 (stary wpis)
Razem z mamą zauważyłyśmy, że moje rany się same goją. Dzieci mnie za to nienawidzą. Ale dam sobie radę. Życie w samotności nie jest wcale takie złe.

Rana już zaczęła się goić. Za około godzinę nie powinno być po niej żadnego śladu. 
Gdy nadal byłam w łazience, usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie fatygowałam się. Z dołu usłyszałam tylko głosy. Jeden był Chanyeola, a drugi był mi kompletnie obcy. Przysłuchałam się ich rozmowie.
-Witajcie - powiedział obcy.
-...c-co ty tu robisz? - zapytał Chan.
-Gdy odchodziliście, mówiłem, że kiedyś Was odwiedzę. A więc jestem. Przyjmijcie mnie ciepło - powiedział przybysz. Wtedy zaczęło mi się wszystko układać. Tym razem się nie pomylili - nastał dzień w którym się wszystko skomplikowało. 

chincha* -na serio/na poważnie

Informacja od autorki:Wiem, że rozdziały są krótkie, ale nie wiem dlaczego mnie to satysfakcjonuje. 
Dziękuję, że tak wiele osób zainteresowało się tym blogiem. Mam nadzieję, że będziecie mi dawać siłę i powód do pisania tego opowiadania.




niedziela, kwietnia 05, 2015

Rozdział drugi "Celebrate the last day of happiness"

6 września 2027
Dzisiaj mija okrągła 3 rocznica naszej przyjaźni. Cieszmy się nią. Hwaiting!

Skończyłam układać bukiet kwiatów, który znajdował się w kuchni. Minęły 3 lata od naszego poznania. Cieszę się, że mam takich przyjaciół.
-Yeol! - krzyknęłam w głąb mieszkania. 
-Czego znów chcesz? - usłyszałam i nagle w drzwiach stanął chłopak. 
-Zobacz na bukiet. Ładnie go...
-Nie obchodzi mnie to - rzekł i odszedł. Nie zdziwiłam się. Chan potrafił być naprawdę oschły.
-Nie no, tak się nie będziemy bawić - mruknęłam pod nosem. 
Szybciutko pobiegłam za nim i skoczyłam mu na barana.
-Co ty wyprawiasz?! - próbował mnie zrzucić, ale nie udawało się. Jak się już przykleję, to nie puszczę. I wiadomo, byłam taka silna jak on. Rzuciłam nim delikatnie, a on upadł na kanapę. 
-Teraz już Ci nie odpuszczę! - krzyknęłam bojowo i zaczęłam go łaskotać. Ostatnim razem gdy to robiłam, działało, a teraz się chyba uodpornił. Sytuacja się odwróciła, teraz on mnie zepchnął i przygwoździł do.

-Myślałaś, że to kiedykolwiek na mnie działało? - zapytał złośliwie się uśmiechając. Szczerze, to pierwszy raz go takiego widziałam. Takiego...takiego innego. Jego wyraz twarzy był łagodny, a zarazem wyglądał tak jakby miał mnie zaraz zabić.
Zaśmiał się.
-Wiesz, że śmiesznie teraz wyglądasz? Jak przestraszona owieczka.
-Hm? - mruknęłam zdezorientowana. Ponownie się zaśmiał a ja też już nie mogłam pozostać obojętna. Nasze twarze były tak blisko, ale nie przeszkadzało to nam. BYLIŚMY po prostu przyjaciółmi. 
Nagle poczuliśmy wiatr - to oznaczało, że Sehun wrócił do domu.
-Mam pytanie za 100 punktów. Co wy wyprawiacie? - zapytał lekko zazdrosny.
Yeol cofnął się i usiadł po turecku. 
-A co nie mogę trochę z nim się po sprzeczać, Hunnie? - zapytałam ironicznie.
-Ktoś tu chyba jest zazdrosny... - szepnął Chan z uśmieszkiem na twarzy.
-A chcecie mieć na głowie gniazdo?! - krzyknął.
-Uspokój się już. Nic takiego nie robiliśmy. Hyeri tylko musiała mnie znów wkurzyć. Codzienność - prychnął.
-Yeol, ty cholero jedna - parsknęłam. Zawsze była moja wina i wszystko zwalał na mnie. 
-Chanyeol, możesz ze mną na chwilę pogadać? - zapytał Sehun. Spoważniał. Z wiekiem był coraz to doroślejszy. 
-Dobrze, już idę - wstał i razem z Sehunem wyszli za drzwi. Pewnie myśleli, że nic nie słyszę, ale przez te trzy lata nie powiedziałam im o jednej istotnej rzeczy - miałam bardzo dobry słuch. Usiadłam wygodnie i zaczęłam nadsłuchiwać. 
-O co chodzi? - zapytał Yeol. 
-Wiesz, że dwójka z naszych odeszła. 
-Tak - westchnął. - Luhan i Kris. Słyszałem. 
-Wyczułeś obecność któregoś? - zapytał Sehun.
-Ostatnio nic, ale kiedyś na chwilę mogłem. Pewnie się ukrywają. 
-Albo jeszcze nie dotarli. 
-Wszystko możliwe - usłyszałam głos Laya. 
-Yixing. Słyszałeś... 
-Tak - odparł. - Mogą pojawić się lada dzień. Musimy być ostrożni, musimy uważać na Hyeri.
-Chyba sobie poradzi? Jest wampirem, może odbierać...- zapytał Sehun.
-Wiesz, że nasi mają różne moce. Nie będzie łatwo, szczególnie, że są opętani - w tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy nasze spokojne życie zostanie zburzone. 
-Pewnie będą udawać, że nas odwiedzają. Będą udawać normalnych, aż w końcu będą chcieli nas zlikwidować - powiedział cicho Yixing.
-Możliwe, że dzisiaj jest ostatni spokojny dzień, ostatni dzień szczęścia... - szepnął prawie niesłyszalnie Chanyeol.

Rozdział pierwszy "The diary"

Name:Hyeri
Age: 14
The diary.

Rok 2024
6 września 2024
Przyjaciele. Znalazłam przyjaciół. Mieszkają niedaleko. Muszę ich odwiedzić.

8 września 2024
Dzisiaj ich poznałam. Sehun, Chanyeol, Yixing.
Są trochę dziwni, ale chyba ich polubiłam.

9 września 2024
Co do tego, że są dziwni. Wprowadzili się tego samego dnia, tylko o innych godzinach. Chyba się jeszcze nie znają. 
Pierwszy był Sehun: 15.24
Drugi był Chanyeol: 17.11
Ostatni przybył Yixing: 22.11
Może to ja jestem dziwna, że pamiętam dokładną godzinę ich przyjazdu?
Mam czternaście lat, a potrzebuję analizowania rzeczy. Nie jestem taka głupia jak inne dzieci w moim wieku. Potrzebuję zagadek. Może...dlatego nikt mnie nie lubi? A może to z tego drugiego powodu...

10 września 2024

Poszłam dzisiaj do Sehuna z mamą. Było bardzo ciepło mimo, że jest już wrzesień. Gdy byłam w domu Sehuna prawie zamarzłam. Myślałam, że ma otwarte okna, bo był taki wiatr, ale wcale tak nie było. Mimo to chyba go lubię.

11 września 2024
Dzisiaj odwiedziłam państwa Zhang. Są lekarzami i są bardzo mili. Jak wiadomo, jestem niezdarna i się przewróciłam. Lay opatrzył mnie, chociaż tego nie potrzebowałam. Nie zauważyłam nic dziwnego. Może mi się zdaje, ale lubię go.

12 września 2024
Przyszła kolej na do Chanyeola. W jego otoczeniu jest tak ciepło. Gdy siedzieliśmy razem, odwróciłam się na 5 sekund. Gdy mój wzrok powrócił, w kominku obok tlił się ogień, a Chanyeol siedział uśmiechnięty. Mam pewność, że go lubię.

14 września 2024
Mam dzisiaj urodziny. Wszyscy mnie odwiedzili. Bardzo się ucieszyłam. Dali mi bardzo ładny naszyjnik w kształcie księżyca. Czułam, że ten przedmiot będzie dla mnie ważny.

Gdy usłyszałam dzwonek, szybciutko pobiegłam otworzyć drzwi. Przede mną stali trzej chłopcy w moim wieku.
-Sehun! Yixing! Chanyeol! Co wy tu robicie razem? Znacie się? - zapytałam lekko zdziwiona.
-Tak znamy się - odparł Sehun.
-Ale super - zauroczyłam się.
-No chyba tak - Yixing poczochrał swoją czuprynę. 
-Mamy coś dla Ciebie - odezwał się Chanyeol, a Sehun wyjął srebrne pudełeczko z kieszeni.
-Co to?
-Naszyjnik dla Ciebie od nas. Mamy nadzieję, że gdy odejdziemy, będziesz zawsze o nas pamiętać jako przyjaciołach - powiedział Yixing. Sehun wyciągnął go i zawiesił na mojej szyi. Jego ręce były lodowate.
-Czy to znaczy, że jesteśmy od dzisiaj zgraną paczką? - zapytałam szczęśliwa.
-Mamy nadzieję, że tak - spojrzeli na siebie a na ich twarzach zagościły uśmiechy.

15 września 2024
Będziemy chodzić razem do klasy! Do widzenia samotność.

18 październik 2024
Przyjaźnimy się już ponad miesiąc.
Powiedzieli mi o swoich zdolnościach. 
Sprzymierzeńcy. Jesteśmy tacy sami.

-Hyeri, my nie wiemy czy chcesz się z nami nadal przyjaźnić.
-Tak to był błąd - powiedział Hunnie. Zaczęłam go tak przezywać, bo potrafi być słodki jak miód.
-O czym wy mówicie? Nie możecie, jesteśmy przyjaciółmi! - Znalazłam przyjaciół, a teraz oni chcą mnie zostawić.
-Wokoło nas może dziać się coś złego. Lepiej, żebyś się z nami nie pokazywała - powiedział Lay. Kolejne przezwisko stworzone przeze mnie. Dlaczego Lay? Nie wiem. Tak jakoś wyszło, gdy przez niego się przewróciłam, bo leżał na ziemi. Nakrzyczałam na niego, a on swoim angielskim powiedział "Okey i won't lay on the floor next time" I tak zaczęliśmy go nazywać.
-D-dlaczego? 
-Jesteśmy inni. Nie czujesz tej aury? - zapytał ponuro Chan. On zawsze sprawiał wrażenie, że jednak mnie nie lubi.
-Czułam Waszą aurę już pierwszego dnia jak się wprowadziliście. Wiedziałam, że jesteście niezwykli. Dlatego chcę być z Wami, bo będziecie potrafili mnie obronić.
Wtedy wszystkie okna się otwarły i zrobił się przeciąg.
-Widzisz, ja to robię - rzekł Sehun. Siedziałam cicho.
Następnie Lay podszedł do stolika na którym stał wazon z zwiędłym kwiatem. Nagle kwiat znów ożył.
-N-niesamowite - szepnęłam prawie niesłyszalnie.
Chanyeol niechętnie wyciągnął swoją dłoń, a z niej wyrosnął mały płomyczek.
Wszystko zaczęło mi się układać. Wietrzny dom Sehuna, szybkie wyleczenie rany i ciepło bijące od Chanyeola. Nie czułam się obco w ich towarzystwie. Wręcz przeciwnie.
-Dlaczego nie możemy się przyjaźnić? - zapytałam lekko się podśmiewając.
-Z czego się rechoczesz? - popatrzeli na mnie zdziwieni. 
Wtedy ja podeszłam do stolika z tym samym kwiatem który ożywił Lay. Chłopcy podążali wzrokiem za moimi ruchami. Lekko dotknęłam liścia, a wtedy kwiat znów zwiędnął.
- Chyba nie sądzicie, że jestem normalna - powiedziałam żałośnie.
Usiadłam z powrotem na swoje miejsce, obok Chanyeola.
-Teraz ja się zapytam czy nie zauważyliście niczego dziwnego we mnie? - zapytałam. Ich mózgi musiały sobie chwilę to po kodować bo dopiero po minucie odpowiedzieli.
-Po za tym, że jesteś taka jak my? - szepnął Sehun. Kiwnęłam lekko głową. 
-Blada skóra, temperatura ciała jak u trupa, wolno bijące serce...- zaczęłam wymieniać - nadal nic Wam nie przypominam?
-Domyślam się, ale nie chcemy zgadywać i mówić błędnie. Opowiedz nam, a my też o sobie opowiemy - powiedział Yeol. 
-Yah, no dobrze. 
-Więc słuchamy.
Odgarnęłam włosy z bladego czoła. 
-Zauważyliście, że mieszkam tylko z mamą,prawda? - kiwnęli głowami - mój ojciec nie żyję...
-Bardzo nam przykro - szepnął smutno Yixing.
-Nie mówię to po to, żebyście składali mi kondolencje. Otóż mój tata był naukowcem i aby nie przedłużać mojej opowieści - westchnęłam - byłam jego królikiem doświadczalnym. 
-Tworzył on różne wirusy, ale na początku testował je tylko na zwierzętach - kontynuowałam - pewnego dnia wynalazł wirus AO-02, ale nie mógł użyć go na zwierzęciu...więc postanowił zrobić to na mnie.
-Co za... - szepnął Hunnie.
-Zamknij się. Daj jej skończyć - syknął Chan.
-Po wstrzyknięciu tego świństwa zostałam zainfekowana. Ten wirus miał być lekarstwem na choroby nowotworowe. Jednak coś poszło nie tak. Moja akcja serca zanikła, oddech także...śmierć kliniczna - poczochrałam swoją brązową grzywkę. - ale jak widzicie żyję.
-Ale jak? - zapytał Lay.
-Moja mama zawsze była przeciwna badaniom ojca. W odpowiedniej chwili mnie uratowała. To znaczy... takie było prawidłowe działanie tego 'leku'. Moje czynności życiowe zanikły, aby stać się wampirem.
Siedzieli cicho, aż za cicho. 
-Moja mama także jest wampirem. Kiedyś w nocy zraniła się strzykawką w laboratorium. Tylko, że jej dawka była mała i ma tak jakby jedną połowę siebie ludzką, a drugą martwą. 
-Czyli ty jesteś martwa? O co chodzi z tym, że ta roślina zwiędła? 
-Poniekąd jestem martwa, ale nie do końca. Nie jestem zombie, tylko wampirem - oparłam się o siedzenie - a co do rośliny, potrafię odbierać życie. Od urodzenia wszystko co niekontrolowanie dotknęłam umierało. To też sprawka mojego ojca. - uśmiechnęłam się blado.
-Ah...-westchnęli.
-A wy? - zapytałam.
-Jesteśmy z innej planety.
-...ale że co?