You lit the fire in my heart and left me to burn

czwartek, września 24, 2015

Ważne

Hejka naklejka?
Kto to się odzywa? No ja :') 
Po tak długim czasie, wreszcie raczę napisać do Was tą krótką, wyczerpującą notkę. Nie, to nie jest zapowiedz na nowe ff, one shot edc. To raczej pożegnanie ale i też początek. No więc po kolei.
1)Oficjalnie kończę z pisaniem fanfiction. 
2)Usuwam wszystkie tego typu blogi.

Ale! Od jakiegoś czasu prowadzę tego bloga --- https://mywondervy.blogspot.com/
Właśnie. Nie kończę z blogowaniem, tylko pisaniem ff. Uf, nie umiałam tego inaczej napisać. 
Także zapraszam na bloga w linku wyżej. Każde wsparcie się przyda *jeśli jeszcze tutaj wpadacie* c:

Good Luck, Goodbye!


czwartek, maja 21, 2015

9 rozdział "Pain"


I'm in love, I'm so in love with you
So in love, so in love with you

  Obudził mnie śpiew ptaków za oknem. Dźwięki wydobywające się z ich gardeł były takie kojące, takie miłe. Promienie słoneczne wpadały do pomieszczenia. Słońce dopiero wschodziło. Leżałam wpatrując się w kremowy sufit. Moje oczy były jeszcze lekko zaspane. Śmieszne jest iść spać tak późno, a potem żałować, że nie przywitaliśmy się z łóżkiem wcześniej. Ah, czuję, że jest chłodno. Nie mam ochoty wychodzić z mojej poduszkowej bazy. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi od mojego pokoju. Szybkim ruchem opatuliłam się kocem. 
-Wstajemy, kochanie - cała mama. Musi mnie budzić pół godziny wcześniej. Oh, ale ja tak bardzo nie chcę. 
-Nie chcę - szepnęłam zamykając powoli oczy i obracając się na drugi bok.
-Musisz - powiedziała stanowczo.
-...- nie odezwałam się. Po co mam się kłócić jak i tak ona zawsze ma rację?
  Poczułam jak siada na skraju łóżka. Zaczęła głaskać moją czuprynę, która była cała w nieładzie. 
-Kochanie, proszę - westchnęła i wychodząc za sobą zamknęła drzwi. 
  Obróciłam się i zobaczyłam na biurku małą buteleczkę z sojowym mlekiem. Czułam się lekko zażenowana, ale mimo wszystko uśmiechnęłam się pod nosem. Mama zawsze była troszkę nadopiekuńcza. Bała się, że ludzie mogą mnie nie akceptować, próbowała mnie za wszelką cenę bronić...
  Teraz mam 20 lat, a nadal pamiętam ten dzień. W sumie to jest jeden z momentów, który dobrze kojarzę. Nie wiem dlaczego, ale jakiegoś dnia obudziłam się nie wiedząc co się działo tak naprawdę przez ostatnie 3 lata. Obudziłam się w szpitalu - sama. Leżałam na białej sali z jakimiś dziećmi. Podłączyli mnie do różnych urządzeń. Gdy jedna z pielęgniarek zobaczyła jak siedzę wpatrując się w krajobraz za oknem, omal nie krzyknęła. Zauważyli...
  Przychodzili różni ludzie by mnie oglądać. Oglądać! Brzmi nieźle, prawda? Taka sławna, bo jest zimna, nie ma tętna i serce prawie jej nie bije, ale nie jest z kamienia. Czułam się trochę...trochę?! Bardzo zdezorientowana. Chciałam jak najszybciej oderwać się od tych ludzi i spotkać się z mamą. 
 Wieczorem przyszedł do mnie lekarz prowadzący. Był szczupły i dosyć młody. Miał na sobie biały kitel oraz stetoskop. Wszedł sam. Dzieci z mojej sali także nie było, więc zostaliśmy na osobności.
-Czy Pani wie, co dzieje się z Pańskim zdrowiem? - zapytał siadając na krzesełku obok mojego szpitalnego łóżka.
-Od urodzenia to wiedziałam - powiedziałam beznamiętnie, co jakiś czas spoglądając na niego lub na okno. Chcę stąd wyjść.
  Mężczyzna odgarnął włosy z wielkiego czoła. Przyjrzał mi się dokładnie.
-To dziwne, że Twój organizm w ogóle funkcjonuje...
  Westchnęłam. Tak, wiem. Jestem dziwna, nie trzeba mi tego mówić. Dzieci zawsze mi to wytykały i dobrze o tym wiem.
-Proszę Pana - zwróciłam się do niego. - A co teraz na tym świecie nie jest dziwne? 
  Nie odpowiedział. Powoli wstał i kierował się do wyjścia.
-Zapomniałbym. Jest mi bardzo przykro... - zaczął.
-Z jakiego powodu miałoby być Panu przykro? - prychnęłam. 
  Spojrzał się na mnie smutnym wzrokiem.
-Miałem się skontaktować z Pani rodziną. 
-No tak... dlaczego Pan tego jeszcze nie zrobił? - zapytałam.
-Zrobiłem - odpowiedział poważnie.
-To dlaczego jeszcze...
-Nie przyjdzie.
-A mogę wiedzieć dlaczego? - zdziwiłam się. Moja mama nie chcę mnie odwiedzić? 
-Twoja mama nie żyje - powiedział i lekko się kłaniając wyszedł zostawiając mnie samą.
Moja mama nie żyje. To niedorzeczne. Tak samo jak to, że 'niby' mam amnezje. Przecież pamiętam. Parę dni temu miałam urodziny. Mama... była mama...ale kojarzy mi się, że był ktoś jeszcze. Przecież ja mam nadal 15 lat! 
  Powoli wstałam i wyszłam z pomieszczenia na korytarz. Zauważyłam tam średniej wielkości lustro. Natychmiast podeszłam, chcąc w nim obejrzeć. Krzyknęłam. W-Wyglądam jak jakaś 18-latka! Co jest do cholery?! Upadłam na kolana. Czy to jednak jest prawda? Czy faktycznie ja straciłam mamę, ale też pamięć? Zaczęłam bezsilnie szlochać. Beksa ze mnie, ale emocje musiały ze mnie wyjść. 
  Po paru minutach przybiegły pielęgniarki. Zobaczyły mnie płaczącą i próbowały uspokoić. Wiedziały o mojej sytuacji. Moje serce teraz czuło się jak jakiś ociężały młot. Please, someone call the doctor...immediately.

A/N: Coś czuję, że ten tekst jest bez składu i ładu. Hm. Może nie jest tak źle? 
Proszę macie zaserwowany nowy rozdział. Krótki i zwięzły. Nie bójcie się jeśli nie rozumiecie - zrozumiecie w swoim czasie. c: Kolejny rozdział ukarze się może... za 2 tygodnie? 



środa, maja 13, 2015

Rozdział ósmy "I need U to life"

Enjoy the chapter and wait for next, my lovely readers.

  W oddali usłyszałam dźwięki muzyki wydobywającej się z kościelnych organ. Ból, który czułam promieniował na całe moje ciało. Nie czułam się na siłach by zrobić nawet najprostszą czynność. Było zimno, czułam jak wiatr muska moje policzki. Otworzyłam oczy. Leżałam na lodowatej posadzce, a w pomieszczeniu panował półmrok. 
-Gdzie jestem? - wychrypiałam cicho przerażonym głosem. 
  W odpowiedzi usłyszałam tylko cichy śmiech. Śmiech ten był przepełniony sarkazmem. Zmusiłam się by powstać. Wsparłam się o łokcie. Przyzwyczajając się do ciemności panującej w tym miejscu, rozejrzałam się i próbowałam jakoś dojść do siebie. Organy nadal grały, lecz nie zauważyłam osoby, która mogłaby na nich grać. Było pusto, ale do pewnego momentu. Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi. 
-Widzimy, że jesteś silniejsza niż myśleliśmy. Czy Ciebie nic nie zabije? - zaśmiał się straszliwie. Znów ten znajomy głos...
-Czy...
-No o co chodzi? - odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą chłopaka mniej więcej w moim wieku. 
  Był inny niż każdy Koreańczyk - jego skóra była w ciemnym odcieniu.  Duże usta i duży nosek śmiesznie wyglądały, ale dodawały jego osobie uroku. Blond włosy sprawiały, że wyglądał jeszcze bardziej tajemniczo. 
-Czy my się znamy? - zapytałam cicho. 
  Chłopak zmarszczył brwi i zniknął mi z oczu. Rozejrzałam się ale nigdzie go nie było. Niespodziewanie znów pojawił się przede mną i złapał mnie za podbródek. Wpatrzyłam się w jego czekoladowe oczy.
-Nie pamiętasz? 
-Czego? - zapytałam coraz bardziej się denerwując.
-Tej nocy - powiedział lekko się uśmiechając.
  Zdziwiona wpatrywałam się w jego posturę. O jaką "noc" mu chodzi?! O czym ja nie wiem? Chłopak odsunął się i przekrzywił swoje usta w grymasie. Westchnął, ale na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. 
-Czuję się taki zazdrosny. Taki sfrustrowany. Ty codziennie obdarzasz mnie swoim uśmiechem, ale ja nie chcę go widzieć. Tak to jakoś było, nie?
  Wzdrygnęłam. Powoli cofałam się do tyłu. Mając mętlik w głowie przewróciłam się o schody, które ni stąd, ni zowąd się pojawiły. Dopiero teraz zauważyłam, że mam na sobie długą koronkową suknię. Wydaje mi się, że jej pierwotny kolor to śnieżnobiały, ale została zabarwiona moją krwią i szarością brudnej podłogi.
-S-skąd....
-Nie chcę Cię rozczarować, ale tym kto wtedy był przy tobie to ja. A ty głupio uwierzyłaś Chanyeolowi - znów ten psychiczny śmiech. Przerażał mnie bardziej niż nie jeden horror. Kim ten człowiek jest? 
-Znasz Chanyeola?! - zapytałam coraz bardziej przygnębiona całą zaistniałą sytuacją. Siedząc tak próbowałam poukładać swoje myśli.
-Można powiedzieć, że jesteśmy jak bracia - szepnął. - Chłopaki zapraszamy. Nie wstydźcie się nas.
  I nagle przed moimi oczami ukazały się cztery męskie postacie, które były mi tak dobrze znane. Zawsze w życiu czułam, że jako jedyna zostałam pokarana. Pokarana za to, że się w ogóle urodziłam.
-Nie... - schowałam twarz w dłoniach. 
  Łzy cisnęły mi się do oczu. Oni stali jak słupy soli z kamiennymi twarzami. Nie mogłam w to uwierzyć. Najbliższe osoby w moim życiu zdradziły mnie.
-Sehun, Chanyeol, Lay...Baekhyun - wykrzywiłam twarz w niewielkim grymasie. - d-dlaczego? 
  Oni tylko prychnęli i spojrzeli się wrogo. 
-Nie nasza wina, ze jesteś taka naiwna - powiedział Chanyeol. 
  Cztery wyrazy : Cios prosto w serce. Tak to można było opisać.
-Ja...ja nie potrafię w to uwierzyć. Coś tu jest nie tak... - szepnęłam sama do siebie.
-Chłopacy. Proponuje byście już ją zabili. Przyjemniej nie będzie nam przeszkadzać - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy.
  Chłopacy zaczęli dziwnie się zachowywać. Byli niepewni.
-Ale jak to zabić? Nie... - zaczął ze smutkiem Sehun.
-Oh wiem, że nie, ale plany się zmieniły - westchnął Azjata.
  Ze łzami w oczach próbowałam się uspokoić, ale czy można być spokojnym w chwili bliskiej śmierci? Gdy Twoi przyjaciele chcą Cię zgładzić? Boże, chcę liczyć na jakiś cud, ale nie potrafię...
  Blondyn usiadł opierając się o ścianę. Jego twarz muskały promienie słoneczne, które jako jedyne mogły przedostać się do wnętrza budynku. Przymknął oczy i czekał, natomiast chłopacy stali raz spoglądając na mnie, raz na ich kolegę. 
-Długo jeszcze będę czekać? - zapytał zniecierpliwiony. - Mam zrobić to sam? - W jego głosie można było wyczuć lekkie poirytowanie. 
  Baekhyun zaczął niespokojnie machać rękami, Sehun stał wpatrzony w swoje buty, Lay stał odwrócony do mnie tyłem, a Chanyeol jako jedyny gromił mnie wzrokiem. Jeszcze wczoraj, w sumie nie wiem ile mnie tu trzymali, myślałam, że Chan jednak coś do mnie czuje. Okazało się to mylne, bo nawet nie był autorem tych słów. Mój wzrok stawał się coraz bardziej pusty. Byłam zmęczona fizycznie jak i psychicznie. Nie byłam pewna czy dożyję jutra. Zostałam sama, całkiem sama. 
  Chłopak, który siedział pod ścianą kolejny raz zniknął, pojawiając się obok Sehuna. Złapał go za szyję i lekko podniósł. 
-Któryś ma zamiar to w końcu zrobić, śmiecie? - z oczu aż widać było wysypujące się iskry. Sehun własnymi rękami próbował uwolnić się od ucisku, ale nie potrafił. Chanyeol zareagował i sprawił, że nieznajomy mi chłopak z powrotem postawił Oh'a na ziemie. Sehun zakrztusił się i upadł na ziemie ciężko oddychając.
-Jak śmiesz...
-Ja to zrobię - powiedział z pogardą w głosie. - rozumiesz. Zabiję ją, ale ty zostaw ich w spokoju. 
  Miałam ochotę uciec z tego miejsca jak najdalej, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zresztą oni i tak prędzej czy później by mnie zabili. Muszę się z tym pogodzić, że to mój koniec. 
-Pośpiesz się. 
  Chanyeol odwrócił się do mnie i szybkim krokiem podszedł. Ja byłam już na wszystko obojętna. Złapał mnie za kołnierzyk sukienki i przyciągnął. Na jego twarzy mogłam ujrzeć smutek, ale też zdziwienie. Pewnie myślał, że będę próbowała użyć swoich zdolności by uciec. Jak teraz o tym myślę, to faktycznie mogłoby się udać... 
  Chan miał w dłoni duży pręt, który pewnie otrzymał od swojego kolegi. Chciałabym by było to bardzo krótkie i bezbolesne.


Wampir może zostać zgładzony tylko:
1)przez wbicie ostrego narzędzia prosto w serce,
2)wstrzyknięcie odpowiedniego wirusa w szyję.

  Mój 'przyjaciel' odsuwał dłoń z narzędziem w tył. Brał zamach by wreszcie zakończyć z tym wszystkim. Zamknęłam oczy by tego nie widzieć. Bezsilnie czekałam na śmierć.
-Kocham Cię Hyeri -usłyszałam. Otworzyłam oczy by spojrzeć na niego. Uśmiechał się do mnie, więc ja też odwzajemniłam to. Te parę sekund minęło tak wolno, że chciałbym to jeszcze naprawić. Chanyeol szybko się zamachnął, ale o dziwo, nie by zrobić mi krzywdę. Krew zaczęła płynąć po jego bluzie. 
-Nie - wydobył się krzyk z mojego gardła. Żelazne ostrze utkwiło w boku Chanyeola.
  Zdezorientowany blondyn nie wiedział co się dzieje. Niespodziewanie cała reszta: Lay, Baek i Sehun zaczęli go atakować. Chłopak był chyba tylko dobry w gadaniu, bo po chwili padł jak długi na ziemie.
-Szybko, on jest tylko lekko sparaliżowany. Musimy uciekać - krzyknął Yixing. 
  Trzymałam Chana na swoich kolanach, próbując zatamować krwawienie.
-Hyeri nie martw się, on z tego wyjdzie - uśmiechnął się Baekhyun i ciągnąc mnie za rękę, pomógł mi wstać. Sehun razem z Layem zajęli się transportem rannego i razem uciekliśmy z tego przeklętego budynku.

Nadal zastanawiam się co byłoby gdybym jednak uciekła?

A/N: Z góry mówię, że przepraszam za wszystkie opóźnienia. Wiem, rozdział miał się ukazać najpóźniej w niedzielę, ale chociaż miałam wenę to zabrakło mi czasu by napisać ten feralny rozdział. Koniec roku się zbliża, a ja muszę się bardzo starać. 
Czy rozdział Wam się podoba? Macie jakieś zastrzeżenia, wątpliwości? Słucham, ja jestem na wszystko otwarta. Oczywiście możecie wpaść w zachwyt, ja wam się zabraniam. 8)
Mam dzisiaj dobry dzień, więc jestem z siebie zadowolona - Samouwielbienie
*sprawdźcie zakładkę bohaterowie, zmieniło się co nie co*

czytasz = komentujesz. 







niedziela, maja 03, 2015

~The eight chapter teaser~

-Sehun, Chanyeol, Lay...Baekhyun - wykrzywiłam twarz w niewielkim grymasie. - d-dlaczego? 
Oni tylko prychnęli i spojrzeli się wrogo. 
-Nie nasza wina, ze jesteś taka naiwna - powiedział Chanyeol. Cztery wyrazy:Cios prosto w serce. Tak to można było opisać...


-Widzimy, że jesteś silniejsza niż myśleliśmy. Czy Ciebie nic nie zabije? - zaśmiał się straszliwie. Znów ten znajomy głos...


A/N: Jak można pisać teaser do rozdziału?! Ależ można, można. Ze względu na to, że rozdział się dopiero produkuje, chciałam wprowadzić was w lekką niepewność i zaciekawienie. A może jednak nie jest to jakieś zaskoczenie? Rozdział powinien ukazać się najpóźniej za tydzień. Oczekujcie go niecierpliwie!~


piątek, kwietnia 24, 2015

Rozdział siódmy "Bravery"

Piosenka dnia <klik> Polecam serdecznie! :'3

"Odwaga jest bliźniaczą siostrą strachu. Żeby być odważnym, trzeba najpierw poczuć
obawę. Trzeba tego strachu posmakować, trzeba się z nim pomęczyć. Strach każe unikać
niebezpieczeństwa, wycofywać się, uciekać, ale inne powody skłaniają ludzi do działania,
do zrobienia czegoś, co może być w następstwie kosztowne lub nawet groźne. Odwaga jest więc aktem wyboru, ponieważ wiąże się z decyzją o pokonaniu strachu w imię jakiejś cenionej wartości."


-Ja po prostu na niego nie zasługuję - westchnęłam cicho. - aish - kopnęłam ze złością o słup, ale szybko tego pożałowałam. Byłam wampirem, ale i tak czułam ból.

Po nieudanie spędzonym popołudniu, postanowiłam wrócić do domu. Cały czas się zastanawiałam jak będę się zachowywać w obecności Chana. Jak ja mu spojrzę w oczy? Sądząc po jego zachowaniu nasze dotychczasowe relacje zmienią się na jeszcze gorsze. Nie chcę tego.
Wreszcie dotarłam do domu. Oparłam się jedną ręką o mur, a drugą zaczęłam szperać po moich kieszeniach. Ostrożnie wyciągnęłam kluczyk z przywieszką w kształcie serca. Dostałam ją od mamy na trzynaste urodziny. Mimowolnie się uśmiechnęłam.  


~*~*~*~

 -Pamiętaj córeczko, nie jesteś potworem...my jesteśmy po prostu inne. Bardziej wyjątkowe - powiedziała trzymając moje dłonie. 
-Mamo, ja nie chcę taka być. Jestem potworem. - szepnęłam ze łzami w oczach.
-Tato, nie chciał Cię skrzywdzić. Bardzo Cię kochał - przytuliła mnie. 
-N-nie sądzę - odpowiedziałam cała się trzęsąc. Nagle mama oderwała się ode mnie i wyciągnęła coś ze swojej kieszeni. Była to srebrna przywieszka z błękitnym sercem. 
-Takie serce to znak, że jesteś wyjątkowa.
-Mamo? - spojrzałam na nią. Ona uśmiechała się promiennie.
-Nie jesteś potworem. Co o tym świadczy? Na przykład to, że nigdy nie piłaś ludzkiej krwi - uderzyła lekko moje czoło. - Jest to wielki plus. 
-Co z tego jak nikt nigdy się do mnie nie zbliży? - zapytałam zrezygnowana. 
-Jeśli będziesz miała tą przywieszkę, to obiecuję, że za dokładnie rok poznasz kogoś niezwykłego. Kogoś kto będzie chciał z Tobą obcować i będzie taki jak Ty - poczochrała moje włosy.
-Czyli jest więcej zarażonych? - zaniepokoiłam się. Mama zmieszała się i bez słowa odeszła.
Mimo, że nie odpowiedziała na moje pytanie, to jej obietnica się spełniła. Dokładnie rok później poznałam chłopaków.

 ~*~*~*~

Pokierowałam się do drzwi, ale ku mojemu zdziwieniu były otwarte. Weszłam i doznałam osłupienia. Wewnątrz mieszkania panował bałagan. Wszystko było porozwalane, po prostu istny nieład. Wyglądało tam jakby było po włamaniu. Zaniepokoiłam się, więc szybko pobiegłam w głąb mieszkania. 
-Mamo? - zawołałam. - chłopcy?!
-Hy-hye...-usłyszałam ciche wołanie.
Pośpiesznie rzuciłam się w stronę schodów. Szybko przemknęłam przez stertę porozwalanych ubrań. Zauważyłam mamę leżącą na podłodze. Szybko do niej podbiegłam.
-Mamo, c-co Ci jest? - zapytałam spoglądając na nią. Była cała zakrwawiona, w postaci wampira. 
-Hye...Hyeri. Posłuchaj mn-ie, dobrze? - szepnęła, tak cicho, że ledwie można było ją usłyszeć. Podniosła rękę. Złapałam ją i trzymałam w silnym uścisku.
-Tak? 
-Nie powiedziałam Ci jednej ważnej rzeczy... jest więcej zakażonych. B-będą chcieli Cię zabić, tak jak mnie. Postaraj się...teraz s-spakować i uciekaj - powiedziała co jakiś czas łapiąc głębokie wdechy powietrza.
-Co z Tobą...mamo. Ja Ciebie tutaj nie zostawię - ścisnęłam jej dłoń jeszcze mocniej, przez co skrzywiła się z bólu.
-Nie ma s-ensu. Umrę - rzuciła żałośnie opierając swoją głowę o podłogę. 
-Nie mamo. Możesz żyć - poczułam jak słone łzy zaczynają spływać po moich policzkach. 
-Przepraszam. To wszystko moja wina, powinnyśmy już dawno... już dawno sprawić żebyś była człowi-ekiem.
-O czym ty...
-Szybko - zaczęła się krztusić. -Nie zostało mi wiele czasu - powoli sięgnęła do kieszeni swojego jasnozielonego swetra i wyciągnęła pudełeczko. - To...gdy będziesz w niebezpieczeństwie...weź jedną. One Ci pomogą...chociaż, chociaż na chwilę być inną. 
Niespodziewanie usłyszałam jak ktoś próbuje dostać się do domu. Szybko schowałam pudełko do wewnętrznej kieszeni i próbowałam przenieść mamę do jej sypialni. 
-Hyeri, przestań. Uciekaj - położyłam ją ostrożnie i usiadłam na skraju łóżka.
-Jeśli ty umrzesz mamo, to ja też. Co oni Ci zrobili? Kto to był? - pytałam.
-Wstrzyknęli mi specjalny wirus....który jako jedyny może nas zabić. Uciekaj, w tej chwili - szturchnęła mnie delikatnie w ramię.
-Ja się boję mamo. 
-Dasz sobie radę. Wierzę w Ciebie. Jest w Tobie więcej męstwa niż sądzisz. Gdybyś się bała, dawno byś uciekła - uśmiechnęła się blado. - Jesteś moją kochaną córką - ostatni raz dotknęła mój policzek. Po chwili jej ręka bezwładnie opadła, a jej źrenice przestały reagować. 
Cały czas słyszałam to głośne walenie w drzwi, aż w końcu usłyszałam ciche skrzypnie paneli. 
-Matka, już powinna umrzeć. Masz dawkę dla jej córki? - zapytał męski głos.
Byłam w niebezpieczeństwie. Mogłam bez problemu uciec, ale moja duma na to nie pozwalała. Wstałam i okryłam fioletowym kocem ciało mojej mamy. Usłyszałam zgrzyty. Zbliżają się. Przybrałam swoją pierwotną postać, wyciągnęłam latarkę z promieniami UV i czekałam na oprawców. Czekałam, aż zobaczę twarze osób, które zabiły moją ukochaną rodzicielkę. Pożałują tego. 
-Dziewczynko. Gdzie jesteś? - zaśmiał się ironicznie.
-Tutaj - odkrzyknęłam.
Nagle przede mną pojawiły się dwie zamaskowane postacie. Mieli na sobie kaptury. Poczułam bijąca od nich aurę. Była taka sama jak u Baeka, gdy walczyliśmy. Nie zastanawiając się, pomachałam im na powitanie i błysnęłam rażącym światłem. Błyskawicznie zasłonili swoje oczy, a ja nie tracąc czasu, kopnęłam ich w żebra. Odbili się o ścianę. 
-Jestem aż taka silna?! Whoa... - powiedziałam na głos. Zaśmiałam się w duchu. Jednak jestem na tyle silna by się im przeciwstawić. Niestety, moja radość nie trwała długo. Moje ciało straciło panowanie, a ja upadłam bezsilnie na ziemię. 
-Nie jesteś jeszcze na tyle silna - usłyszałam znajomy głos. - przepraszam... 


"Można być odważnym, ale nie można pomylić tego z bezmyślnością."


ZAPOWIEDŹ KOLEJNEGO ROZDZIAŁU!~

A/N: Witam Was, a oto kolejna część opowiadania. Jak to szybko leci, już siódmy rozdział! Bardzo podoba mi się pisanie tutaj dla Was. Nie gniewajcie się na mnie za takie krótkie rozdziały. Po prostu coś krótszego lepiej mi wychodzi. Nie wiem czy akurat z tym mi się udało. Chciałabym podziękować za Wasze zainteresowanie poprzednim wpisem. Bardzo zdziwił mnie fakt, że podoba się Wam to opowiadanie, które jest wytworem mojej wyobraźni. Następny rozdział może ukazać się trochę później. Do zobaczenia!

niedziela, kwietnia 19, 2015

Rozdział szósty "Go straight"

Kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw.
Stracisz wszystkich.
Obudzisz się w pustym domu bez okien.
Żadnego światła.
Umrzesz.

-Huh?! - uniosłam się gwałtownie, budząc ze snu, który raczej powinien być nazwany koszmarem.
Był ranek, piękny słoneczny dzień. Promienie słoneczne muskały moje ciało, które teraz stało się suche. Przetarłam oczy i leniwie wstałam. Ubrałam się w dres, a schodząc na dół o mało się nie zabiłam.
-Czyli zimą ona hibernuje, tak? - usłyszałam głos Baeka.
-Nope - powiedziałam używając młodzieżowego slangu. - głupiś? Nie czytaj żadnych legend bo ja nie jestem typowym stworzeniem - prychnęłam, wchodząc do salonu.
-Wstałaś! - krzyknął pełen entuzjazmu.
-No przecież spałam tylko 8 godzin - powiedziałam szczerzę. Byłam pewna, że mój sen był krótki, bo nadal czułam się niewyspana. 
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, na co ja zdezorientowana tupnęłam nogą o podłogę.
-Z czego się śmiejecie? - zapytałam głupio.
-Mówiłem Ci, to się nazywa sen - zwrócił się Lay do Baeka. I znów zaczęli się rechotać, w tym ja też. 
Usiadłam na kanapie i zaczęłam jeść kanapki, które leżały na stole. Byłam szczęśliwa mając takich przyjaciół, ale przypomniałam sobie o wydarzeniach z tamtej nocy.

Dlaczego nie pamiętam tej osoby? Czyżby ktoś wymazał mi wspomnienia?
Próbowałam przypomnieć sobie głos lub wygląd. Chociażby jeden mały element, wystarczyłby mi, aby poskładać tą układankę. Nic. Pustka. Pamiętam tylko to co mówił. Słowa cały czas odbijały się echem w mojej głowie.

"Hyeri... wiesz, że tu jestem prawda?"

Ta osoba musi mnie znać, chociażby wiedzieć kim jestem. To dziwne, ale czuję, że znam tą osobę, aż za dobrze. Wnioskuję to po moim zachowaniu i słowach. Moje serce ot tak sobie nie przyspiesza, a jedyną osobę którą kocham to... 
-Nie to nie możliwe - zaśmiałam się. - On jest zbyt zimny i... - przypomniałam sobie słowa, które do mnie powiedział.

"Czuję się taki zazdrosny. Taki sfrustrowany. Ty codziennie obdarzasz mnie swoim uśmiechem, ale ja nie chcę go widzieć. Wiesz dlaczego?"

Nagle poczułam jak ktoś siada obok mnie i wpatruje się z moją zmartwioną twarz. Dotknął palcem mojego policzka i wbił go w dołeczek. Odwróciłam głowę, i zobaczyłam Chanyeola. Odskoczyłam na sam koniec kanapy, jakby się za chwilę miała spalić.
-Hyeri...? - zapytał. I nagle wszystko wróciło. Wszystkie wspomnienia z tamtej nocy. T-to był on. Mrugałam oczami parę razy i próbowałam się uspokoić. Tylko spokojnie. Pewnie Ci się tylko wydaje.
-Hyeri, dobrze się czujesz? - zapytał ponownie, oczekując na odpowiedź. 
-T-tak, chyba. Raczej...m-mam taką nadzieję - język mi się plątał. On wlepiał we mnie swój zdziwiony wzrok. NIE, TO NA PEWNO NIE BYŁ ON. TYLKO TERAZ TAK MI SIĘ WYDAJE.
-Okej. Jak się czujesz? - zapytał znów ze swoją ponurą miną. 
-Dobrze - odpowiedziałam już nieco spokojniejsza. 
Kiwnął głową i wstał z kanapy. Moje oczy skierowały wzrok na jego dłonie. Nie, to nie był Chan. Ten chłopak miał bransoletkę z wilkiem na dłoni. Nigdy jeszcze jej nie widziałam. Ale jeśli to nikogo z domowników, to...to kto to był? Czy to możliwe, że ktoś z 'braci'?
-Wróciłem! - usłyszałam głos Sehuna. Odwróciłam się w jego stronę i mu wesoło pomachałam. Odłożył zakupy i także mi pomachał. 
-Nie to absurd - szepnęłam do siebie. Sehun na swojej dłoni miał 'wilczą bransoletę'. Złapałam się za głowę. Za dużo informacji jak na sam poranek.
-Lay, kupiłem Ci te leki na prostatę! Trzymaj je - powiedział, a ja wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. 
-Zabawne. Śmiech na sali - powiedział zażenowany. - Hyeri, łap. To leki dla Ciebie.
-Dla mnie? Na prostatę? - pisnęłam i dalej się śmiałam. Baek też to usłyszał i dołączył do mnie. 
Yixing stał niewzruszony do momentu, aż sam się zaczął śmiać. 
-Hyeri, to witaminy - odrzekł podniośle. - bierz je rano i wieczorem.
-Dobrze, mój osobisty lekarzu - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. 
-Hyeri - szepnął Sehun siadając na kanapie obok. - Co dzisiaj porabiasz? 
-W sumie nic, a o co chodzi?
-Idźmy do parku rozrywki! - zajęczał i zrobił maślane oczka.
-Nie, Oh Sehunie - powiedziałam zawstydzona. Zbyt dobrze pamiętam to co zrobili rok temu. Na dodatek te ostatnie wydarzenia.
-No proszę Cię. 
Zaprzeczałam, ale nie mogłam go tak zawieść. Podejrzewałam, że to wypad po to, by wyznać mi swoje uczucia.
-No dobrze, dobrze - odrzekłam. Wtedy wszedł Chan. Widząc mnie i Sehuna zajętych rozmową, spuścił głowę i odszedł. Zauważyłam to. 
-Sehun, poczekaj. Idę się tylko przebrać i możemy iść - rzuciłam. On pokiwał głową i rozsiadł się wygodnie.

Pobiegłam szybko za Chanem, który już zniknął w czeluściach swojego pokoju. Zapukałam trzy razy i bez zastanowienia weszłam. Zauważyłam go, siedzącego obok okna. Wpatrywał się w drzewa, kołyszące się na wietrze. Po cichu usiadłam na jego łóżku i także zaczęłam dumać.
-Co ty tu robisz? - usłyszałam. 
-N-nic - pospiesznie wstałam. Chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę. 
-Aż taki przerażający jestem, że gdy się o coś zapytam to uciekasz? - zapytał zawiedziony.
Wyplotłam się i schowałam dłonie w kieszenie.
-Nie sądzę, żeby teraz był czas o tym mówić - poprawiłam włosy. - Idziesz z nami do wesołego miasteczka? - zapytałam licząc, że się jednak zgodzi.
Udawał zmieszanego tym pytaniem, ale po chwili się zaśmiał. Zaskoczyło mnie to.
-I tak nie mam nic do roboty - wstał i ubrał swój szary płaszcz. Wyglądał teraz tak elegancko.
Zeszliśmy razem na dół.
-Sehun, Chanyeol też... -zaczęłam, ale zobaczyłam, że stoi tam jakaś dziewczyna. Sehun odwrócił się. Zauważyłam na jego policzkach rumieńce.
-Hyeri, Chanyeol to jest Min...moja dziewczyna. Poznajcie się -szepnął lekko zawstydzony.
-T-TWOJA DZIEWCZYNA?! - krzyknęliśmy jednocześnie. Spojrzeli na nas jakbyśmy byli parą niedoinformowanych ludzi. 
-Znaczy...nic nam nie mówiłeś - poprawiłam się. 
-Tak jakoś wyszło - podrapał się po głowie. - Min idzie z nami do wesołego miasteczka. Chanyeol ty też? 
-Tak, idziemy razem. Miło Cię poznać Min - uśmiechnął się szarmancko. 
-Mnie także - powiedziała Min, lekko się kłaniając. 

Teraz w mojej głowie miałam całkowity mętlik. Pamiętam tylko tę bransoletkę. Dlaczego akurat Sehun ją ma?

W drodze do wesołego miasteczka rozmawialiśmy na różne tematy. Dziewczyna Sehuna była naprawdę miłą i ciepłą osobą. Nie dziwię się, że ją pokochał. Mimo wszystko sprawa z tamtej nocy nie dawała mi spokoju. Jeden raz nawet prawie walnęłam o słup.
-Hyeri, ocknij się - powiedział Chan zrezygnowany. 
Zignorowałam to i dalej rozmyślałam. 
Po godzinie nudnie spędzonego czasu w parku, miałam już dość. Sehun i Min na każdym kroku się obściskiwali. Prawdę mówiąc, gdybym wiedziała, że pójdą razem - nigdy bym się nie zgodziła. Takie rzeczy są nie dla mnie. Co jakiś czas spoglądałam na Chanyeola. On też wydawał się znudzony. 
-Koniec. Proszę Was - jęknął wyczerpany Chan.
-Ostatnia rzecz - wskazała Min na jeden z największych obiektów w parku - Diabelskie Koło! - zaśmiała się i chwyciła Sehuna za rękę.
Spojrzałam na Chana porozumiewawczo i szybko uciekliśmy. 
Pewnie śmiesznie to wyglądało, bo gnaliśmy ile sił w nogach. Ani ja, ani on nie lubiliśmy tego typu atrakcji. Może byliśmy na to zbyt... dorośli?
-Ah... - dyszałam. - Dobrze, że im uciekliśmy.
-Tak, mogłoby się to źle skończyć - zaśmiał się.
Usiedliśmy na jednej z ławek i wpatrywaliśmy się w innych ludzi. Wydawałoby się, że są tacy szczęśliwi.
-Mogę się oprzeć na Twoim ramieniu? - zapytał. Skierowałam na niego swój wzrok. Na jego nadgarstku była 'wilcza bransoletka'. Taka sama jaką ma Sehun?
Lekko dotknęłam jego dłoni, a on szybko je splótł, jakby bał się, że mu ucieknę. Miał zamknięte oczy. Postanowiłam sprawdzić. Sprawdzić czy to naprawdę był on.
-Powiedz mi, dlaczego taki jesteś? Dlaczego sądzisz, że nie mogłabym darzyć Cię żadnym uczuciem? - spojrzał na mnie zadziwiony.
-Nie mów mi, że...
-Pamiętam. Tak, nie mam wątpliwości. To byłeś ty, ale dlaczego... 
-Cii. Mówiłem Ci, że mogę Cię zranić - oparł się ponownie o moje ramię.
-Ja Ciebie też. 
-Wiesz. Jesteś jak róża, która ma kolce, ale zawsze kiedyś je zgubi - zaśmiał się. - za to ja jestem jak ogień. Gdy go podsycisz, on nadal będzie siał spustoszenie.
-Moge Cię ugasić - zaprotestowałam.
-Nie, ty tylko sprawisz, że się rozpalę - puścił moja dłoń i wstał. Zostawił mnie tak samą. 

Czyli jednak Chanyeol jest kimś więcej dla mnie. Ja liczę na coś więcej, on chcę mnie odrzucić. Wróciłam do domu, ale to co tam zastałam było dla mnie ciosem poniżej pasa.


 A/N: Więc, wracam z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, że się podobał. I oczywiście liczę na komentarze. Jak Was się podoba wygląd bloga? Starałam się 8)

wtorek, kwietnia 14, 2015

Rozdział piąty "One night, next day - be happy or not?"


Odsunęłam się od niego. 
-Ehem... - chrząknęłam. 
-Przepraszam - powiedział cicho, ocierając łzy z policzków.
-Nic się nie stało, ale chcę żebyś wiedział, że...ja nic do Ciebie nie czuję - szepnęłam przykrywając się kocem. Zrobiło mi się strasznie głupio przez tą sytuacje.
-Rozumiem. Potraktuj to jako moją wdzięczność za to, że mnie uratowałaś - uśmiechnął się blado. 
Baekhyun wstał i przygładził swój sweter. 
-Bądźmy przyjaciółmi od teraz, dobrze? - powiedziałam łapiąc go za dłoń.
-T-tak. Będziemy najlepszymi przyjaciółmi, obiecuję - odpowiedział Baek uśmiechając się promieniście. 
Jego oczy już wróciły do normalnego stanu. Puściłam go, a on odszedł. Spojrzałam przez okno. Było ciemno, a zegarek wskazywał godzinę 1.45 w nocy. 
-Baek tyle tu przy mnie siedział? - zarumieniłam się lekko. - tylko zastanawia mnie gdzie jest reszta ekipy. 
Nie chcąc dłużej o tym myśleć, postanowiłam iść spać, by jutro być pełna sił.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
-Hyeri... - poczułam jak ktoś głaszcze mnie po policzku. Kątem oka spojrzałam na tą osobę. 
Bicie serca.
Szybkie bicie serca.
Dlaczego moje serce tak nagle przyspiesza?

Bicie serca wampirów zazwyczaj nie przyspiesza (max. 10 uderzeń/min.) Jedynym wyjątkiem jest efekt na bodziec zewnętrzny: strach - 15/min.; ból - 16/min. Ale serce wampira może bić nawet 25/min. - gdy darzy niezwykłym uczuciem drugą osobę.

-Hyeri... wiesz, że tu jestem prawda? - teraz złapał mnie moją lodowatą dłoń i lekko położył ją koło bijącego serca. -Ah, nie chcę by to serce było już przez kogoś zajęte - zaśmiał się. - dobrze, że śpisz, bo gdybyś to usłyszała chyba byś umarła ze śmiechu.
Czułam jak lekko gładził moje włosy. Nie czułam już jego dotyku, więc postanowiłam otworzyć oczy. Stał odwrócony.
-Czuję się taki zazdrosny. Taki sfrustrowany. Ty codziennie obdarzasz mnie swoim uśmiechem, ale ja nie chcę go widzieć. Wiesz dlaczego? - odwrócił się, więc szybko przymknęłam powieki. - bo z każdą chwilą wydajesz się piękniejsza chociaż tak na prawdę nazywasz siebie potworem. 
"Czy-czy on czytał mój pamiętnik?!" pomyślałam. 

30 lipca 2025
Jest lato, a ja jestem zimna - zimna jak bryłka lodu. Chyba mam prawo nazywać siebie potworem?

21 czerwca 2026
Znów tego pragnę. Czuję się jak potwór.

1 stycznia 2027
Czy ktoś kiedyś pokocha mnie taką jaką jestem?

-Tak bardzo chciałbym nie być tak cholernie w Tobie zakochany. 
Ponownie się odwrócił i chciał odejść. Nie wiedząc co robię, złapałam go za rękę. On gwałtownie się odwrócił i spojrzał. Wpatrywałam się w niego pustym wzrokiem.
-Hyeri?! - zapytał zszokowany.
-P-powiedz mi - szepnęłam. - dlaczego taki jesteś?
-Wybudziłaś się. Lay chodź tut...
-Nie wołaj go - ścisnęłam mocniej jego dłoń. 
-Ale... - zaprotestował.
-Odpowiedz mi - przełknęłam ślinę. - Wae?* Dlaczego sądzisz, że nie mogłabym...nie mogłabym darzyć Cię żadnym uczuciem? Dlaczego twój tok rozumowania się taki głupi? Dlaczego jesteś takim...idiotą?! - wpatrywałam się w niego durnowatym wzrokiem. 
-Bo nie chcę Cię ranić - uśmiechnął się krzywo i zabrał swoją dłoń. 
Niespodziewanie obraz zaczął mi się rozmazywać i odpłynęłam całkowicie.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

-Ile ona może tak spać?
-To się nazywa sen wampira - zaśmiał się.
-Czyli zimą ona hibernuje, tak? - zapytał Baek.
-Nope - powiedziałam używając młodzieżowego slangu. - głupiś? Nie czytaj żadnych legend bo ja nie jestem typowym stworzeniem - prychnęłam, wchodząc do salonu.
-Wstałaś! 
-No przecież spałam tylko 8 godzin - powiedziałam szczerzę.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, na co ja zdezorientowana tupnęłam nogą o podłogę.
-Z czego się śmiejecie?
-Mówiłem Ci, to się nazywa sen - zwrócił się Lay do Baeka. I znów zaczęli się rechotać, w tym ja też. Usiadłam na kanapie i zaczęłam jeść kanapki, które leżały na stole. Byłam szczęśliwa mając takich przyjaciół, ale przypomniałam sobie o wydarzeniach z tamtej nocy.

Jedyną rzeczą, która mnie teraz interesuje, jest to dlaczego nie pamiętam osoby, która wtedy ze mną była?

*Wae- dlaczego?

Informacja od autorki: :")))))))))))) #megafilssyprawda? :") Mam nadzieję, że czujecie się choć trochę tak jak ja oglądająca moje ulubione dramy. Adios muczaczos~ 
PS. Ten Lay na tym gifie X"D


niedziela, kwietnia 12, 2015

Rozdział czwarty "The first guest - light"



Chłopak miał czarną czuprynę i czerwone okulary przeciwsłoneczne na nosie. Spojrzałam na niego dość niepewnie. "On jest tym co miał przyjść" pomyślałam.
-Wpuścisz mnie Yeollie? - zapytał nieznajomy.
-Proszę wejdź - wskazał ręką na salon.
Mężczyzna zgromił mnie wzrokiem jakbym była jego największym wrogiem. Nic nie wyczułam i to było najdziwniejsze. 
-Lay, Sehun! - rozpromienił się. 
Chłopcy spojrzeli na niego.
-O matko. Ile my Cię to nie widzieliśmy? 
Usiedli, a ja stałam wryta jak kołek w ziemie. Coś tu było nie tak. "-Pewnie będą udawać, że nas odwiedzają. Będą udawać normalnych, aż w końcu będą chcieli nas zlikwidować " A tak. Więc...
-Hyeri, czy mogłabyś zrobić herbatę naszemu gościowi? - zapytał Yixing.
Oprzytomniałam.
-Ah, no tak. Pewnie - rzuciłam i spojrzałam na przybysza który teraz rozmawiał z Sehunem. Nic nie wyczułam. Może to nie jest żaden ich wróg. Może...
Poszłam do kuchni i naszykowałam wszystko do naszej "popołudniowej kawy". Gdy woda się ugotowała, zalałam herbatę i z talerzem pełnym przysmaków ruszyłam do salonu. Widać było, że chłopcy dobrze się dogadują. Odetchnęłam z ulgą. To fałszywy alarm.
-Proszę, częstujcie się - szepnęłam i położyłam wszystko na stole. Usiadłam obok Chana i nie zwracając na nich uwagi, sięgnęłam po książkę i zaczęłam ją czytać.
Nawet nie zauważyłam, że oparłam się głową o ramię chłopaka, który siedział obok. Poczułam kogoś wzrok na sobie. 
-Baek, słyszysz? - zapytał Sehun, który zauważył zainteresowanie moją osobą.
-Ah, tak. Mam pytanie. Dlaczego z nią mieszkacie? - zapytał ironicznie. - nie przeszkadza Wam?
-A dlaczego miałaby? Jest naszą przyjaciółką - powiedział Lay. 
-No, ale wiesz o co mi cho...
-Ona o wszystkim wie - westchnął Yeol.
Byun rozszerzył źrenice zdziwiony.
-Ale...po co jej to mówiliście - wskazał na mnie z gniewnym wzrokiem.
-Bo jest dla nas ważna - objął mnie ramieniem.
-Ona...ona - jąkał się.
-To jest Hyeri, nie "ona". - powiedział.
Teraz zaczęła się wymiana zdań między Baekiem, a Chanyeolem. Reszta, wraz ze mną, siedziała cicho.
-D-dobrze, niech będzie. Hyeri... - aż kipiał ze złości, ale gdy Chan wziął swoją rękę z mojego ramienia, znów się uśmiechnął i rozpromienił. 

Zaczęło robić się późno i postanowiłam zrobić coś na kolacje. Niestety jak zwykle nasza lodówka świeciła pustkami.
-Nosz cholera jasna. Czemu oni zawsze... - klęłam. - Ktoś musi iść do sklepu! 
-Jak to? - zapytał zdziwiony Hunni.
-Bo w niej nic nie ma, no chyba, że nasz gość będzie chciał jeść światło! Ruszcie się - warknęłam.
-No dobrze. Idziemy - powiedzieli i wyszli na zewnątrz. Byłam pewna, że poszedł tylko Sehun, ale gdy wparowałam do pokoju zobaczyłam samego Baeka.
-Um, uh...jeśli jesteś głodny... - jąkałam. Chłopak spojrzał złym wzrokiem i wstając z kanapy zaczął się do mnie zbliżać. Wszystkie światła w domu zaczęły gasnąć, aż została tylko jedna świecąca się lampka na stoliku. Miałam wiele myśli, ale kluczową była "Wiedziałam, że on jest podejrzany. A oni dali mu się podejść i mnie z nim zostawili."
-Coś się dzieje, Baekhyun? - zapytałam trochę zaniepokojona. 

"Ustalona moc - światło. Uwaga, może użyć tego przeciw Tobie."

Jakie miałam szczęście, że rano założyłam moje specjalne soczewki. Z rąk chłopaka wydobywał się jasny promień światła. Zaczął mi nim razić po oczach. Bolało jak zawsze, ale wiedziałam, że z soczewkami nic mi nim nie zrobi.

Z legend pewnie wiecie, że wampiry poprzez blask światła, mogą oślepnąć, albo gorzej -rozproszyć się na pył. Moja mama stworzyła specjalne soczewki korygujące, przez które światło to nie przedostaje się. Moja skóra oczywiście zostaje podrażniona, ale nie "topie się".

Musiałam chwilę poczekać, aż oprzytomnieję. Chłopak tymczasem już przygwoździł mnie do ściany.
-Przestań udawać świętą! - krzyknął mi prosto w twarz. Kompletnie się zmienił. Jego twarz była aż purpurowa od złości. 
-O co Ci chodzi? - zapytałam zdziwiona.
-Odpieprz się od Chanyeola - przycisnął mnie do ściany.
Zaczęłam się poważnie zastanawiać o co mu chodzi. Jego zachowanie było dziwne.
-Bo co mi zrobisz? - palnęłam. Poczułam tylko jak uderza mój policzek z liścia.
Stało się coś czego się nie spodziewałam. W moim organizmie wszystko się buzowało. Złość przemieniła się w furię. Moje oczy zalśniły w kolorze zielonym, paznokcie urosły i wyostrzyły się. Twarz całkowicie mi posiniała, tak jak i ręce. Widać było mi żyły. To był najokropniejszy wygląd mojej postaci - postaci zarażonej osoby.
W mgnieniu oka wyrwałam się z jego ucisku i złapałam jego szyję, podnosząc jego całe ciało w powietrze. 

Wampiry są nadludzko silne. Bez problemu mogą podnieść człowieka jedną ręką i robić z nim co chcą - jak z zabawką.

-Zdziwiony? Mam ochotę Cię teraz zabić i chyba też tak zrobię - zaśmiałam się ironicznie i lekko zaczęłam uniemożliwiać mu dostęp do tlenu. Straciłam nad sobą kontrole. Jedynym który mógł to przerwać był...
Poczułam na swojej szyi dwie, zimne ręce, które zaczęły mnie uspokajać. Nadal będą w amoku, rzuciłam Baekhyunem o ścianę. 
-Lay, dzięki Bogu, że tu teraz jesteś - szeptałam.
-Hyeri, musisz...musisz odebrać mu życie - powiedział.
-Jak to?
-Tylko wtedy możemy mu pomóc. Będzie normalny. Proszę spróbuj - mówił załamującym się głosem.
-L-lay, ja nie dam sobie rady.
-Spróbuj. To jeden z naszych najlepszych przyjaciół. Nie możemy go tak po prostu zostawić na pastwę losu - odwróciłam się do niego. Płakał. Yixing płakał. Nie mogłam znieść tego widoku.
Powoli, chwiejnym krokiem podeszłam do chłopaka, który nadal leżał nieprzytomny na ziemi. Wyciągnęłam swoją drżącą rękę i próbowałam pozbawić go życia.

Osoba mająca zdolności odbierania życia jest postrzegana jako sam Bóg. 
Odbierając życie, taka osoba przyjmuje na siebie jego grzechy i winy. Cierpi przy tym niesamowicie. Jeśli jest wystarczająco silna - wygra, jeśli nie - sama umrze.

Starałam się jak najbardziej. Robiłam to pierwszy raz - pierwszy raz odbierałam człowiekowi życie. Ból mnie rozdzierał. Czułam w sobie tą ciemną masę zła, która w nim była, która go opętała. Krzyczałam na całe gardło. Ostatnie słowa jakie słyszałam zanim straciłam przytomność, to:
-Sehun, szybko. Przenieś Hyeri! Będę musiał jej pom... 

~*~*~*~*~*~*~*~*~

Powoli otwierałam swoje oczy. Mój umysł był pusty, ale po przetworzeniu danych, wszystko sobie przypomniałam.
-Czyli jednak żyję - powiedziałam ochrypniętym głosem.
-Żyjesz na całe szczęście - powiedział ... B-baekhyun?
Powoli usiadłam i spojrzałam na niego. Trzymał moją rękę i wpatrywał się w nasze splecione dłonie. Zawstydziłam się i powoli wysunęłam swoją dłoń z jego.
-Jak się czujesz? - zapytałam go. - przepraszam, że stworzyłam Ci tyle bólu.
-Ty sobie chyba ze mnie żartujesz - powiedział zmieszany. - to chyba ja powinienem Cię przeprosić. To ja do tego wszystkiego doprowadziłem.
-Nic się takiego nie stało - przełknęłam gulę, która utkwiła mi w gardle. - byłeś opętany, a ja musiałam kiedyś to pierwszy raz zrobić. 
Niespodziewanie chłopak się rozpłakał. Chyba było mu ciężko, widzieć mnie lekko poszkodowaną. Nie chciałam siedzieć bezczynnie, więc go przytuliłam i delikatnie klepałam go w ramię. 
On się odsunął i położył swoją dłoń na moim policzku.
-Przepraszam za wszystko i także za to co teraz zrobię... 
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo jego usta przywarły do moich. Spojrzałam na niego. Miał przymknięte powieki. Nie chciałam mu robić przykróci, więc nie protestowałam. Jednak nie sądziłam, że temu przygląda się osoba, która jest jedną z najważniejszych w moim życiu.

Od Autorki: No to jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Was nie rozczarowałam. Miłego czytania.