You lit the fire in my heart and left me to burn

czwartek, maja 21, 2015

9 rozdział "Pain"


I'm in love, I'm so in love with you
So in love, so in love with you

  Obudził mnie śpiew ptaków za oknem. Dźwięki wydobywające się z ich gardeł były takie kojące, takie miłe. Promienie słoneczne wpadały do pomieszczenia. Słońce dopiero wschodziło. Leżałam wpatrując się w kremowy sufit. Moje oczy były jeszcze lekko zaspane. Śmieszne jest iść spać tak późno, a potem żałować, że nie przywitaliśmy się z łóżkiem wcześniej. Ah, czuję, że jest chłodno. Nie mam ochoty wychodzić z mojej poduszkowej bazy. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi od mojego pokoju. Szybkim ruchem opatuliłam się kocem. 
-Wstajemy, kochanie - cała mama. Musi mnie budzić pół godziny wcześniej. Oh, ale ja tak bardzo nie chcę. 
-Nie chcę - szepnęłam zamykając powoli oczy i obracając się na drugi bok.
-Musisz - powiedziała stanowczo.
-...- nie odezwałam się. Po co mam się kłócić jak i tak ona zawsze ma rację?
  Poczułam jak siada na skraju łóżka. Zaczęła głaskać moją czuprynę, która była cała w nieładzie. 
-Kochanie, proszę - westchnęła i wychodząc za sobą zamknęła drzwi. 
  Obróciłam się i zobaczyłam na biurku małą buteleczkę z sojowym mlekiem. Czułam się lekko zażenowana, ale mimo wszystko uśmiechnęłam się pod nosem. Mama zawsze była troszkę nadopiekuńcza. Bała się, że ludzie mogą mnie nie akceptować, próbowała mnie za wszelką cenę bronić...
  Teraz mam 20 lat, a nadal pamiętam ten dzień. W sumie to jest jeden z momentów, który dobrze kojarzę. Nie wiem dlaczego, ale jakiegoś dnia obudziłam się nie wiedząc co się działo tak naprawdę przez ostatnie 3 lata. Obudziłam się w szpitalu - sama. Leżałam na białej sali z jakimiś dziećmi. Podłączyli mnie do różnych urządzeń. Gdy jedna z pielęgniarek zobaczyła jak siedzę wpatrując się w krajobraz za oknem, omal nie krzyknęła. Zauważyli...
  Przychodzili różni ludzie by mnie oglądać. Oglądać! Brzmi nieźle, prawda? Taka sławna, bo jest zimna, nie ma tętna i serce prawie jej nie bije, ale nie jest z kamienia. Czułam się trochę...trochę?! Bardzo zdezorientowana. Chciałam jak najszybciej oderwać się od tych ludzi i spotkać się z mamą. 
 Wieczorem przyszedł do mnie lekarz prowadzący. Był szczupły i dosyć młody. Miał na sobie biały kitel oraz stetoskop. Wszedł sam. Dzieci z mojej sali także nie było, więc zostaliśmy na osobności.
-Czy Pani wie, co dzieje się z Pańskim zdrowiem? - zapytał siadając na krzesełku obok mojego szpitalnego łóżka.
-Od urodzenia to wiedziałam - powiedziałam beznamiętnie, co jakiś czas spoglądając na niego lub na okno. Chcę stąd wyjść.
  Mężczyzna odgarnął włosy z wielkiego czoła. Przyjrzał mi się dokładnie.
-To dziwne, że Twój organizm w ogóle funkcjonuje...
  Westchnęłam. Tak, wiem. Jestem dziwna, nie trzeba mi tego mówić. Dzieci zawsze mi to wytykały i dobrze o tym wiem.
-Proszę Pana - zwróciłam się do niego. - A co teraz na tym świecie nie jest dziwne? 
  Nie odpowiedział. Powoli wstał i kierował się do wyjścia.
-Zapomniałbym. Jest mi bardzo przykro... - zaczął.
-Z jakiego powodu miałoby być Panu przykro? - prychnęłam. 
  Spojrzał się na mnie smutnym wzrokiem.
-Miałem się skontaktować z Pani rodziną. 
-No tak... dlaczego Pan tego jeszcze nie zrobił? - zapytałam.
-Zrobiłem - odpowiedział poważnie.
-To dlaczego jeszcze...
-Nie przyjdzie.
-A mogę wiedzieć dlaczego? - zdziwiłam się. Moja mama nie chcę mnie odwiedzić? 
-Twoja mama nie żyje - powiedział i lekko się kłaniając wyszedł zostawiając mnie samą.
Moja mama nie żyje. To niedorzeczne. Tak samo jak to, że 'niby' mam amnezje. Przecież pamiętam. Parę dni temu miałam urodziny. Mama... była mama...ale kojarzy mi się, że był ktoś jeszcze. Przecież ja mam nadal 15 lat! 
  Powoli wstałam i wyszłam z pomieszczenia na korytarz. Zauważyłam tam średniej wielkości lustro. Natychmiast podeszłam, chcąc w nim obejrzeć. Krzyknęłam. W-Wyglądam jak jakaś 18-latka! Co jest do cholery?! Upadłam na kolana. Czy to jednak jest prawda? Czy faktycznie ja straciłam mamę, ale też pamięć? Zaczęłam bezsilnie szlochać. Beksa ze mnie, ale emocje musiały ze mnie wyjść. 
  Po paru minutach przybiegły pielęgniarki. Zobaczyły mnie płaczącą i próbowały uspokoić. Wiedziały o mojej sytuacji. Moje serce teraz czuło się jak jakiś ociężały młot. Please, someone call the doctor...immediately.

A/N: Coś czuję, że ten tekst jest bez składu i ładu. Hm. Może nie jest tak źle? 
Proszę macie zaserwowany nowy rozdział. Krótki i zwięzły. Nie bójcie się jeśli nie rozumiecie - zrozumiecie w swoim czasie. c: Kolejny rozdział ukarze się może... za 2 tygodnie? 



środa, maja 13, 2015

Rozdział ósmy "I need U to life"

Enjoy the chapter and wait for next, my lovely readers.

  W oddali usłyszałam dźwięki muzyki wydobywającej się z kościelnych organ. Ból, który czułam promieniował na całe moje ciało. Nie czułam się na siłach by zrobić nawet najprostszą czynność. Było zimno, czułam jak wiatr muska moje policzki. Otworzyłam oczy. Leżałam na lodowatej posadzce, a w pomieszczeniu panował półmrok. 
-Gdzie jestem? - wychrypiałam cicho przerażonym głosem. 
  W odpowiedzi usłyszałam tylko cichy śmiech. Śmiech ten był przepełniony sarkazmem. Zmusiłam się by powstać. Wsparłam się o łokcie. Przyzwyczajając się do ciemności panującej w tym miejscu, rozejrzałam się i próbowałam jakoś dojść do siebie. Organy nadal grały, lecz nie zauważyłam osoby, która mogłaby na nich grać. Było pusto, ale do pewnego momentu. Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi. 
-Widzimy, że jesteś silniejsza niż myśleliśmy. Czy Ciebie nic nie zabije? - zaśmiał się straszliwie. Znów ten znajomy głos...
-Czy...
-No o co chodzi? - odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą chłopaka mniej więcej w moim wieku. 
  Był inny niż każdy Koreańczyk - jego skóra była w ciemnym odcieniu.  Duże usta i duży nosek śmiesznie wyglądały, ale dodawały jego osobie uroku. Blond włosy sprawiały, że wyglądał jeszcze bardziej tajemniczo. 
-Czy my się znamy? - zapytałam cicho. 
  Chłopak zmarszczył brwi i zniknął mi z oczu. Rozejrzałam się ale nigdzie go nie było. Niespodziewanie znów pojawił się przede mną i złapał mnie za podbródek. Wpatrzyłam się w jego czekoladowe oczy.
-Nie pamiętasz? 
-Czego? - zapytałam coraz bardziej się denerwując.
-Tej nocy - powiedział lekko się uśmiechając.
  Zdziwiona wpatrywałam się w jego posturę. O jaką "noc" mu chodzi?! O czym ja nie wiem? Chłopak odsunął się i przekrzywił swoje usta w grymasie. Westchnął, ale na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. 
-Czuję się taki zazdrosny. Taki sfrustrowany. Ty codziennie obdarzasz mnie swoim uśmiechem, ale ja nie chcę go widzieć. Tak to jakoś było, nie?
  Wzdrygnęłam. Powoli cofałam się do tyłu. Mając mętlik w głowie przewróciłam się o schody, które ni stąd, ni zowąd się pojawiły. Dopiero teraz zauważyłam, że mam na sobie długą koronkową suknię. Wydaje mi się, że jej pierwotny kolor to śnieżnobiały, ale została zabarwiona moją krwią i szarością brudnej podłogi.
-S-skąd....
-Nie chcę Cię rozczarować, ale tym kto wtedy był przy tobie to ja. A ty głupio uwierzyłaś Chanyeolowi - znów ten psychiczny śmiech. Przerażał mnie bardziej niż nie jeden horror. Kim ten człowiek jest? 
-Znasz Chanyeola?! - zapytałam coraz bardziej przygnębiona całą zaistniałą sytuacją. Siedząc tak próbowałam poukładać swoje myśli.
-Można powiedzieć, że jesteśmy jak bracia - szepnął. - Chłopaki zapraszamy. Nie wstydźcie się nas.
  I nagle przed moimi oczami ukazały się cztery męskie postacie, które były mi tak dobrze znane. Zawsze w życiu czułam, że jako jedyna zostałam pokarana. Pokarana za to, że się w ogóle urodziłam.
-Nie... - schowałam twarz w dłoniach. 
  Łzy cisnęły mi się do oczu. Oni stali jak słupy soli z kamiennymi twarzami. Nie mogłam w to uwierzyć. Najbliższe osoby w moim życiu zdradziły mnie.
-Sehun, Chanyeol, Lay...Baekhyun - wykrzywiłam twarz w niewielkim grymasie. - d-dlaczego? 
  Oni tylko prychnęli i spojrzeli się wrogo. 
-Nie nasza wina, ze jesteś taka naiwna - powiedział Chanyeol. 
  Cztery wyrazy : Cios prosto w serce. Tak to można było opisać.
-Ja...ja nie potrafię w to uwierzyć. Coś tu jest nie tak... - szepnęłam sama do siebie.
-Chłopacy. Proponuje byście już ją zabili. Przyjemniej nie będzie nam przeszkadzać - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy.
  Chłopacy zaczęli dziwnie się zachowywać. Byli niepewni.
-Ale jak to zabić? Nie... - zaczął ze smutkiem Sehun.
-Oh wiem, że nie, ale plany się zmieniły - westchnął Azjata.
  Ze łzami w oczach próbowałam się uspokoić, ale czy można być spokojnym w chwili bliskiej śmierci? Gdy Twoi przyjaciele chcą Cię zgładzić? Boże, chcę liczyć na jakiś cud, ale nie potrafię...
  Blondyn usiadł opierając się o ścianę. Jego twarz muskały promienie słoneczne, które jako jedyne mogły przedostać się do wnętrza budynku. Przymknął oczy i czekał, natomiast chłopacy stali raz spoglądając na mnie, raz na ich kolegę. 
-Długo jeszcze będę czekać? - zapytał zniecierpliwiony. - Mam zrobić to sam? - W jego głosie można było wyczuć lekkie poirytowanie. 
  Baekhyun zaczął niespokojnie machać rękami, Sehun stał wpatrzony w swoje buty, Lay stał odwrócony do mnie tyłem, a Chanyeol jako jedyny gromił mnie wzrokiem. Jeszcze wczoraj, w sumie nie wiem ile mnie tu trzymali, myślałam, że Chan jednak coś do mnie czuje. Okazało się to mylne, bo nawet nie był autorem tych słów. Mój wzrok stawał się coraz bardziej pusty. Byłam zmęczona fizycznie jak i psychicznie. Nie byłam pewna czy dożyję jutra. Zostałam sama, całkiem sama. 
  Chłopak, który siedział pod ścianą kolejny raz zniknął, pojawiając się obok Sehuna. Złapał go za szyję i lekko podniósł. 
-Któryś ma zamiar to w końcu zrobić, śmiecie? - z oczu aż widać było wysypujące się iskry. Sehun własnymi rękami próbował uwolnić się od ucisku, ale nie potrafił. Chanyeol zareagował i sprawił, że nieznajomy mi chłopak z powrotem postawił Oh'a na ziemie. Sehun zakrztusił się i upadł na ziemie ciężko oddychając.
-Jak śmiesz...
-Ja to zrobię - powiedział z pogardą w głosie. - rozumiesz. Zabiję ją, ale ty zostaw ich w spokoju. 
  Miałam ochotę uciec z tego miejsca jak najdalej, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zresztą oni i tak prędzej czy później by mnie zabili. Muszę się z tym pogodzić, że to mój koniec. 
-Pośpiesz się. 
  Chanyeol odwrócił się do mnie i szybkim krokiem podszedł. Ja byłam już na wszystko obojętna. Złapał mnie za kołnierzyk sukienki i przyciągnął. Na jego twarzy mogłam ujrzeć smutek, ale też zdziwienie. Pewnie myślał, że będę próbowała użyć swoich zdolności by uciec. Jak teraz o tym myślę, to faktycznie mogłoby się udać... 
  Chan miał w dłoni duży pręt, który pewnie otrzymał od swojego kolegi. Chciałabym by było to bardzo krótkie i bezbolesne.


Wampir może zostać zgładzony tylko:
1)przez wbicie ostrego narzędzia prosto w serce,
2)wstrzyknięcie odpowiedniego wirusa w szyję.

  Mój 'przyjaciel' odsuwał dłoń z narzędziem w tył. Brał zamach by wreszcie zakończyć z tym wszystkim. Zamknęłam oczy by tego nie widzieć. Bezsilnie czekałam na śmierć.
-Kocham Cię Hyeri -usłyszałam. Otworzyłam oczy by spojrzeć na niego. Uśmiechał się do mnie, więc ja też odwzajemniłam to. Te parę sekund minęło tak wolno, że chciałbym to jeszcze naprawić. Chanyeol szybko się zamachnął, ale o dziwo, nie by zrobić mi krzywdę. Krew zaczęła płynąć po jego bluzie. 
-Nie - wydobył się krzyk z mojego gardła. Żelazne ostrze utkwiło w boku Chanyeola.
  Zdezorientowany blondyn nie wiedział co się dzieje. Niespodziewanie cała reszta: Lay, Baek i Sehun zaczęli go atakować. Chłopak był chyba tylko dobry w gadaniu, bo po chwili padł jak długi na ziemie.
-Szybko, on jest tylko lekko sparaliżowany. Musimy uciekać - krzyknął Yixing. 
  Trzymałam Chana na swoich kolanach, próbując zatamować krwawienie.
-Hyeri nie martw się, on z tego wyjdzie - uśmiechnął się Baekhyun i ciągnąc mnie za rękę, pomógł mi wstać. Sehun razem z Layem zajęli się transportem rannego i razem uciekliśmy z tego przeklętego budynku.

Nadal zastanawiam się co byłoby gdybym jednak uciekła?

A/N: Z góry mówię, że przepraszam za wszystkie opóźnienia. Wiem, rozdział miał się ukazać najpóźniej w niedzielę, ale chociaż miałam wenę to zabrakło mi czasu by napisać ten feralny rozdział. Koniec roku się zbliża, a ja muszę się bardzo starać. 
Czy rozdział Wam się podoba? Macie jakieś zastrzeżenia, wątpliwości? Słucham, ja jestem na wszystko otwarta. Oczywiście możecie wpaść w zachwyt, ja wam się zabraniam. 8)
Mam dzisiaj dobry dzień, więc jestem z siebie zadowolona - Samouwielbienie
*sprawdźcie zakładkę bohaterowie, zmieniło się co nie co*

czytasz = komentujesz. 







niedziela, maja 03, 2015

~The eight chapter teaser~

-Sehun, Chanyeol, Lay...Baekhyun - wykrzywiłam twarz w niewielkim grymasie. - d-dlaczego? 
Oni tylko prychnęli i spojrzeli się wrogo. 
-Nie nasza wina, ze jesteś taka naiwna - powiedział Chanyeol. Cztery wyrazy:Cios prosto w serce. Tak to można było opisać...


-Widzimy, że jesteś silniejsza niż myśleliśmy. Czy Ciebie nic nie zabije? - zaśmiał się straszliwie. Znów ten znajomy głos...


A/N: Jak można pisać teaser do rozdziału?! Ależ można, można. Ze względu na to, że rozdział się dopiero produkuje, chciałam wprowadzić was w lekką niepewność i zaciekawienie. A może jednak nie jest to jakieś zaskoczenie? Rozdział powinien ukazać się najpóźniej za tydzień. Oczekujcie go niecierpliwie!~