I'm in love, I'm so in love with you
So in love, so in love with you
Obudził mnie śpiew ptaków za oknem. Dźwięki wydobywające się z ich gardeł były takie kojące, takie miłe. Promienie słoneczne wpadały do pomieszczenia. Słońce dopiero wschodziło. Leżałam wpatrując się w kremowy sufit. Moje oczy były jeszcze lekko zaspane. Śmieszne jest iść spać tak późno, a potem żałować, że nie przywitaliśmy się z łóżkiem wcześniej. Ah, czuję, że jest chłodno. Nie mam ochoty wychodzić z mojej poduszkowej bazy. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi od mojego pokoju. Szybkim ruchem opatuliłam się kocem.
-Wstajemy, kochanie - cała mama. Musi mnie budzić pół godziny wcześniej. Oh, ale ja tak bardzo nie chcę.
-Nie chcę - szepnęłam zamykając powoli oczy i obracając się na drugi bok.
-Musisz - powiedziała stanowczo.
-...- nie odezwałam się. Po co mam się kłócić jak i tak ona zawsze ma rację?
Poczułam jak siada na skraju łóżka. Zaczęła głaskać moją czuprynę, która była cała w nieładzie.
-Kochanie, proszę - westchnęła i wychodząc za sobą zamknęła drzwi.
Obróciłam się i zobaczyłam na biurku małą buteleczkę z sojowym mlekiem. Czułam się lekko zażenowana, ale mimo wszystko uśmiechnęłam się pod nosem. Mama zawsze była troszkę nadopiekuńcza. Bała się, że ludzie mogą mnie nie akceptować, próbowała mnie za wszelką cenę bronić...
Teraz mam 20 lat, a nadal pamiętam ten dzień. W sumie to jest jeden z momentów, który dobrze kojarzę. Nie wiem dlaczego, ale jakiegoś dnia obudziłam się nie wiedząc co się działo tak naprawdę przez ostatnie 3 lata. Obudziłam się w szpitalu - sama. Leżałam na białej sali z jakimiś dziećmi. Podłączyli mnie do różnych urządzeń. Gdy jedna z pielęgniarek zobaczyła jak siedzę wpatrując się w krajobraz za oknem, omal nie krzyknęła. Zauważyli...
Przychodzili różni ludzie by mnie oglądać. Oglądać! Brzmi nieźle, prawda? Taka sławna, bo jest zimna, nie ma tętna i serce prawie jej nie bije, ale nie jest z kamienia. Czułam się trochę...trochę?! Bardzo zdezorientowana. Chciałam jak najszybciej oderwać się od tych ludzi i spotkać się z mamą.
Wieczorem przyszedł do mnie lekarz prowadzący. Był szczupły i dosyć młody. Miał na sobie biały kitel oraz stetoskop. Wszedł sam. Dzieci z mojej sali także nie było, więc zostaliśmy na osobności.
-Czy Pani wie, co dzieje się z Pańskim zdrowiem? - zapytał siadając na krzesełku obok mojego szpitalnego łóżka.
-Od urodzenia to wiedziałam - powiedziałam beznamiętnie, co jakiś czas spoglądając na niego lub na okno. Chcę stąd wyjść.
Mężczyzna odgarnął włosy z wielkiego czoła. Przyjrzał mi się dokładnie.
-To dziwne, że Twój organizm w ogóle funkcjonuje...
Westchnęłam. Tak, wiem. Jestem dziwna, nie trzeba mi tego mówić. Dzieci zawsze mi to wytykały i dobrze o tym wiem.
-Proszę Pana - zwróciłam się do niego. - A co teraz na tym świecie nie jest dziwne?
Nie odpowiedział. Powoli wstał i kierował się do wyjścia.
-Zapomniałbym. Jest mi bardzo przykro... - zaczął.
-Z jakiego powodu miałoby być Panu przykro? - prychnęłam.
Spojrzał się na mnie smutnym wzrokiem.
-Miałem się skontaktować z Pani rodziną.
-No tak... dlaczego Pan tego jeszcze nie zrobił? - zapytałam.
-Zrobiłem - odpowiedział poważnie.
-To dlaczego jeszcze...
-Nie przyjdzie.
-A mogę wiedzieć dlaczego? - zdziwiłam się. Moja mama nie chcę mnie odwiedzić?
-Twoja mama nie żyje - powiedział i lekko się kłaniając wyszedł zostawiając mnie samą.
Moja mama nie żyje. To niedorzeczne. Tak samo jak to, że 'niby' mam amnezje. Przecież pamiętam. Parę dni temu miałam urodziny. Mama... była mama...ale kojarzy mi się, że był ktoś jeszcze. Przecież ja mam nadal 15 lat!
Powoli wstałam i wyszłam z pomieszczenia na korytarz. Zauważyłam tam średniej wielkości lustro. Natychmiast podeszłam, chcąc w nim obejrzeć. Krzyknęłam. W-Wyglądam jak jakaś 18-latka! Co jest do cholery?! Upadłam na kolana. Czy to jednak jest prawda? Czy faktycznie ja straciłam mamę, ale też pamięć? Zaczęłam bezsilnie szlochać. Beksa ze mnie, ale emocje musiały ze mnie wyjść.
Po paru minutach przybiegły pielęgniarki. Zobaczyły mnie płaczącą i próbowały uspokoić. Wiedziały o mojej sytuacji. Moje serce teraz czuło się jak jakiś ociężały młot. Please, someone call the doctor...immediately.
A/N: Coś czuję, że ten tekst jest bez składu i ładu. Hm. Może nie jest tak źle?
Proszę macie zaserwowany nowy rozdział. Krótki i zwięzły. Nie bójcie się jeśli nie rozumiecie - zrozumiecie w swoim czasie. c: Kolejny rozdział ukarze się może... za 2 tygodnie?